Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Będzie obsługiwała wyrzutnię artyleryjską
30-letnia Ewa Szymanel jest pierwszą kobietą z Rybnika, która zostanie zawodowym żołnierzem. Przeszła pomyślnie testy i dostała propozycję pracy w desancie w Gliwicach. Wcześniej odbyła 4-miesięczną służbę w Toruniu. – Pobudkę mieliśmy o godzinie 6.00 rano – wspomina. – Kobiety lepiej strzelają – ocenia.
Umawiamy się na rynku. Przy fontannie. Idąc na spotkanie wiem tylko tyle, że będą rozmawiać z pierwszą zawodową żołnierką z Rybnika. Na miejscu witam się z delikatną, łagodną szatynką. Pierwsze zdania, jakie wypowiada, oraz sposób, w jaki to robi, zdradzają, że mam do czynienia z silną i poukładana osobą. – Zdecydowałam, że chcę zostać żołnierzem – mówi 30-letnia Ewa Szymanel z Rybnika, która wcześniej mieszkała w Pawłowicach. – W sierpniu ubiegłego roku zgłosiłam się do WKU w Rybniku. Tam udzielili mi informacji, co jest podstawą dostania się do wojska – wspomina. Cel, który sobie obrała, udało jej się dość szybko zrealizować. Mimo że chętnych było więcej niż miejsc na pobór, ona się dostała. – Trafiłam do Torunia. Do jednostki artyleryjskiej. Tam odbyłam 4-miesięczną służbę wojskową – wyjaśnia.
4-miesięczna służbę w Toruniu była bardzo intensywna. Ewa bardzo dobrze ocenia ten okres. – Pobudkę mieliśmy o godzinie 6.00 rano. Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że będzie to godzina 4.00. Później była poranna zaprawa, a po niej śniadanie – wylicza Ewa. – Jedzenie dobre? – pytam. – Pyszne! Planowałam schudnąć, a przytyłam 5 kg. Jedzenie było bardzo dobrze dobrane, wszystkie wartości odżywcze zachowane – podkreśla. Wracamy jednak do planu dnia. – Po śniadaniu musztra, poligon albo zajęcia edukacyjne. W mojej kompanii kładli bardzo duży nacisk na naukę. Niektórzy z tego powodu rezygnowali. Przez pierwszy miesiąc, aż do przysięgi, mieliśmy różnego rodzaju zajęcia od 6.00 do 19.00. Zero wolnego czasu – zapewnia Ewa. – Dla niektórych to musiało być duże obciążenie psychiczne i fizyczne. Ile osób nie wytrzymało? – dopytuję. - Zrezygnowało 30 facetów, a żadna kobieta. W moim poborze było łącznie 11 kobiet – odpowiada mi.
Nasza rozmowa schodzi na temat stereotypów dotyczących kobiet i mężczyzn w wojsku. – Faceci mają z reguły więcej siły, ale nie wszyscy. Bo niektóre kobiety są silniejsze od mężczyzn. Kobiety lepiej też strzelają, sprawniej – podkreśla rybniczanka, która strzelała z kałasznikowa. – Na początku było ciężko, bo odrzut jest duży. Trzeba też przywyknąć do świadomości, że ma się prawdziwe naboje i trzeba celować tam, gdzie jest to konieczne – dodaje.
Z relacji Ewy wynika, że wśród dowódców nie ma takich, którzy by ze zdziwieniem czy niechęcią reagowali na obecność kobiet w wojsku. - Wśród młodych chłopaków, którzy dopiero trafiają do wojska, zdarzają się tacy, którzy uważają, że kobiety się nie nadają. Przypomina mi się takie zdarzenie. Pod koniec wojska byłam dyżurną. Chłopaki mieli zieloną noc. Zaczęli szaleć, przestawiać łóżka. Na początku nie poszłam ze skargą do dowódcy, bo chciałam załatwić sprawę polubownie. To nie dało efektu. Sprawy zaszły tak daleko, że chłopcy zaczęli wyrzucać buty przez okno i przyklejać do ściany. Musiałam więc obudzić dowódcę. W tym momencie spotkałam się od kilku młodych chłopaków z szeregiem takich komentarzy, których lepiej nie słyszeć. Ich zdaniem mężczyzna zachowałby się inaczej. Ja uważam, że postąpiłam całkowicie normalnie i słusznie – mówi dobitnie.
- A co z kolorowymi kosmetykami? Jest czas na to, żeby się malować? – pytam. Jak wyjaśnia mi Ewa, każda przywiozła zapas kosmetyków. - Wiadomo, że dziewczyny są różne. Jedne malują się bardziej, inne mniej. Poza tym przystojni dowódcy i tak dalej. Ale prawda jest taka, że z reguły nie było czasu na makijaż. Chociaż miałam koleżankę, która bez pomalowani się nie poszła biegać. Wstawała 40 minut przed pobudką. Mi się nie chciało, wolałam się wyspać. Tym bardziej, że zazwyczaj oszczędnie się maluję – zaznacza Ewa, ale dodaje, że z pewnością nie obowiązuje zasada, że jeśli wojsko, to "nie trzeba o siebie dbać". – Plusem jest na pewno to, że nie trzeba było zastanawiać się, co na siebie włożyć – uśmiecha się.
Po odbyciu 4-miesięcznej służby w Toruniu Ewa trafiła z powrotem do WKU w Rybniku, gdzie otrzymała informację o egzaminach na zawodowego żołnierza. - Akurat w Gliwicach były takie egzaminy. Sprawnościowe i psychotesty, po których wystawia się oceny. Na 30 osób byłam jedną z sześciu, które zebrały najwyższe noty. W ten oto sposób dostałam propozycję pracy w desancie w Gliwicach – relacjonuje.
Już niedługo Ewa przeniesie się do Gliwic. Na początek będzie starszym szeregowym i otrzyma pracę przy obsłudze wrzutni artyleryjskiej. Przed nią pierwszy skok ze spadochronem. - Prawdopodobnie dostaniemy dwa spadochrony, więc któryś się otworzy – śmieje się, a po czym z powagą na twarzy dodaje, że dla niej to zaszczyt pracować w gliwickim desancie. - W Toruniu bardzo chwalono żołnierzy z Gliwic – podkreśla.
Rodzina Ewy reaguje na jej wybór życiowej drogi tak, jak można się było tego spodziewać. - Tato jest dumny, a mama się boi - wyjaśnia.
W przyszłości rybniczanka chciałaby pojechać na misję do Afganistanu. - Nigdy nie pozbędę się nadziei, którą noszę w sercu, że kiedyś ta wojna i ci ludzie którzy robią zamieszanie nie tylko w Afganistanie, ale też w Iraku, kiedyś przestaną - deklaruje. Ewa czyta sporo książek na temat tamtego regionu. Interesuje się też religioznawstwem. Przeczytała Biblię, Torę, Koran.
– Każdemu polecam wojsko. Dla mnie to przede wszystkim zdrowy tryb życia, dobry przykład dla młodzieży, że warto się ruszać i dobrze odżywiać. Poza tym chcę nieść pomoc na misjach – puentuje.
Magdalena Sołtys
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |