Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Prawdziwa kuchnia jest w regionach
– Czym byłaby wasza kultura gdyby nie kluski czy modro kapusta? Śląsk przestałby wyglądać jak Śląsk – przekonywał w sobotę w Robert Makłowicz, który był gościem IV Festiwalu Podróżników „Rozjazdy 2012”. Impreza odbyła się w Domu Kultury w Rybniku-Chwałowicach. Dziś ciąg dalszy.
Robert Makłowicz, autor popularnych programów kulinarnych, gościł w sobotę w Rybniku. Opowiedział o swych wojażach w ramach dwudniowego IV Festiwalu Podróżników „Rozjazdy 2012”.
Do Rybnika Makłowicz nie przejechał głodny, bo wcześniej w domu, w Krakowie, ugotował "pasta con fagioli", czyli makaron z fasolką oraz białą kiełbasą. - Nie jestem kucharzem. Kucharz to osoba, która skończyła stosowne szkoły. Ja jestem popularyzatorem kuchni. Kuchnia jest moim hobby - wyjaśnił gość.
Makłowicz przekonywał, że kuchnia narodowa to mit, że prawdziwa kuchnia jest w regionach. – No bo co to jest kuchnia polska? Dla mnie na pewno nie jest to kotlet schabowy-bękart PRL-u czy zupa pomidorowa z przecieru. Kuchnia narodowa jest zbiorem kuchni regionalnych – zaznaczył, po czym dodał, że kuchnia jest ważnym elementem historii i kultury. – Jesteśmy w specyficznym miejscu, na Górnym Śląsku, gdzie ludzie mają mocne poczucie regionalnej tożsamości. Czym byłaby wasza kultura gdyby nie kluski czy modro kapusta? Gdyby wam kazali jeść kebaby albo tylko schabowego z pomidorową, Śląsk przestałby wyglądać jak Śląsk – przekonywał gość.
Później Robert Makłowicz opowiedział o swych kulinarnych podróżach. Zaznaczył, że nie ma w sobie chęci doznań niezwykle ekstremalnych. - Raz byłem na wysokości 5,8 tys. metrów. Ale dlatego, że można tam było wjechać samochodem. Za to w Łodzi spotkałem się z bardziej ekstremalnym zjawiskiem, czyli rosołem z ziemniakami – stwierdził, czym wywołał salwy śmiechu. - A u was też jest grysik jako kasza manna? - zwrócił się do publiczności. - Tak! – usłyszał w odpowiedzi. - Pytam, bo ostatnio byłem na kielecczyźnie i musiałem tłumaczyć.
Wśród ekstremalnych i egzotycznych doznań Makłowicz wymienił konsumpcję pancernika, który jego zdaniem był ohydny, czy wizytę w dżungli, w hacjendzie swojego znajomego, gdzie wskoczył do basenu i spotkał się z niecodziennym zjawiskiem. - Nagle widzę, że dookoła mnie pływają żaby i czymś we mnie strzykają. Kolega mówi mi "to są ropuchy, które strzykają w ciebie jadem, ale się nie przejmuj, bo one muszą cię trafić w oko, żebyśmy odwieźli cię do szpitala" – relacjonował Makłowicz, po czym stwierdził, że dla niego bardziej egzotyczne było jednak zjedzenie na Węgrzech kogucich jąder.
(m)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |