Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Jedno piwo, 95 zł napiwku
– Przyszedł klient, usiadł przy barze, zamówił piwo i dał mi 100 zł. Wydałem mu resztę, ale nie wziął – opowiada Łukasz Kasperek o tym, jak dostał największy w życiu napiwek. O podobnych sytuacjach kelnerzy i barmani mogą tylko pomarzyć, bo ostatnio rybniczanie niechętnie wynagradzają ich za dobrą obsługę.
Nie jest prawdą, że kelnerzy i barmani mają z napiwków drugą pensję. Przynajmniej nie w Rybniku Z roku na rok klienci zostawiają im coraz mniejsze sumy. O ile w ogóle zostawiają. – Siedemdziesiąt procent klientów nie daje nam napiwków – podkreśla Mateusz, kelner w jednej z restauracji w centrum Rybnika.
Biedy student potrafi zaskoczyć
Napiwki nie są obowiązkowe, ale mile widziane. To dowód wdzięczności za profesjonalną obsługę. Normą jest 10 procent od kwoty, którą płacimy. – Ludzie chyba o tym nie wiedzą. Albo nie chcą wiedzieć, bo jeszcze rok, albo dwa lata temu napiwki były wyższe. Teraz za dzień pracy w czasie weekendu uzbieram około 150 zł, a w tygodniu mniej więcej 40 zł – wylicza kelner Mateusz.
Kwoty, które rybniccy kelnerzy lub barmani otrzymują od klientów za obsługę, nie przyprawiają o zawrót głowy. - Najczęściej są to 2 zł albo 5 zł. Zależy od zamówienia. Problem w tym, że większość nie daje nic – ubolewa kelnerka Kasia.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że nigdy nie wiadomo, kto zostawi napiwek. Mogłoby się wydawać, że osoby zamożne chętniej dzielą się swoimi pieniędzmi. Nic bardziej mylnego. – Czasami biedny student wręczy nam 2 czy 5 zł, a grupa biznesmanów czeka na 50 groszy reszty – podkreśla Justyna Dukała z Art Cafe.
Duży wpływ ma alkohol
Prawdziwe powody do narzekania mają kelnerzy i barmani rybnickich pubów i klubów. W ich wypadku napiwek oznacza najczęściej kilka... groszy. – To i tak rzadkość, bo zazwyczaj klienci czekają, aż oddam im te 3 grosze reszty – przyznaje Łukasz Kasperek, barman w pubie VIP i dodaje, że na napiwki od młodych nie ma co liczyć, bo oni oszczędzają każdą złotówkę. – Starsi są trochę bardziej hojni. Kiedyś dostałem 95 zł od mężczyzny, który zamówił piwo. Miał zapłacić 5 zł, a dał mi 100 zł. Wydałem mu resztę ale jej nie wziął – wspomina barman.
Wielu kelnerów przyznaje, że klienci, którzy są pod wpływem alkoholu, bardziej doceniają ich pracę. - Pan usiadł przy barze i zamówił whisky. Później kolejną i jeszcze kilka następnych. Do rachunku dorzucił 100 zł napiwku dla mnie – wspomina kelnerka Monika.
Do Ameryki jeszcze daleko
Patrycja Michalska, która wraz z narzeczonym mieszka w Rybniku, w czasie studiów pracowała jako kelnerka. – Ale nie w Polsce, tylko w Stanach Zjednoczonych. Tylko w sobotę i niedzielę potrafiłam uzbierać z napiwków 300 dolarów. Tam klienci dużo lepiej traktują kelnerów niż my, ale też tamtejsi kelnerzy są bardziej mili i profesjonalni – podkreśla pani Patrycja, która obecnie jest częstą bywalczynią rybnickich restauracji. - Chętnie jadam na mieście. Ale wysokość napiwku uzależniam od zachowania obsługi. Jeśli po 10 minutach czekania pochodzi do mnie kelnerka, która jest obrażona na cały świat, to może być pewna, że nie dostanie ode mnie ani grosza. Takie sytuacje niestety często się zdarzają. A klientów nie interesują problemy i frustracje personelu – twierdzi kobieta.
– Jak się jest dla klienta miłym i uśmiechniętym, to szanse na napiwek rzeczywiście są większe. Wczoraj na przykład czteroosobowa rodzina miała zapłacić za obiad 83 zł. Wręczyli mi 100 zł i reszty nie chcieli – cieszy się Justyna Dukała.
Upadek obyczajów czy chudsze portfele?
Czy mieszkańcy Rybnika nie przywykli do zostawiania napiwków za dobrą obsługę, czy przyczyna leży gdzie indziej? Na to pytanie spróbowała odpowiedzieć kelner Krystian. - Albo społeczeństwo ubożeje, albo zapomina o dobrych obyczajach. Faktem jest, że w dobrej restauracji niektórzy klienci czekają na 10 groszy reszty. Nie doceniają naszego zaangażowania. Tego, że staramy się nawiązać rozmowę i sprawić, żeby byli zadowoleni – stwierdza mężczyzna.
MaS
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |