Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Wariant indyjski SARS-CoV-2. Ekspert uspokaja
Nie ma na razie definitywnych dowodów, że indyjski wariant koronawirusa jest bardziej niebezpieczny. Nie ma też jednoznacznych wskazań ku temu, że charakteryzuje się on większą transmisyjnością czy śmiertelnością – powiedział PAP dr hab. Piotr Rzymski z UM w Poznaniu.
Obecność tzw. indyjskiego wariantu koronawirusa, czyli B.1.617, wykryto już do tej pory w kilkunastu krajach Europy. Ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski powiedział PAP, że obecnie nie ma jednak żadnych definitywnych dowodów na to, że ten wariant SARS-CoV-2 jest bardziej zakaźny.
"Wiemy, że ten wariant nie charakteryzuje się mutacją N501Y, która odgrywa dużą rolę w większej transmisyjności wariantu brytyjskiego i południowoafrykańskiego. Czy jest bardziej śmiertelny? Nie ma ku temu żadnych wskazań. W Indiach umiera dużo ludzi, bo wielu ulega zakażeniu i to wszystko może wiązać się z zachowaniem ludzi i lekceważeniem pandemii, a niekoniecznie od razu z samą biologią danego wariantu” – zaznaczył.
Ekspert wskazał, że obecnie nie ma także danych, na podstawie których można by postulować, że B.1.617 może ograniczać skuteczność szczepionek. Jak mówił, "wiadomo, że przeciwciała osób zaszczepionych hinduską szczepionką inaktywowaną neutralizują go. Dlaczego, więc i nie przeciwciała zaszczepionych innymi szczepionkami?".
"Wariant indyjski jest nosicielem mutacji E484Q, bardzo podobnej do mutacji E484K. Ta druga występuje w wariancie południowoafrykańskim i brazylijskim, doczekała się miana +mutacji ucieczki+. Wiemy, z badań eksperymentalnych, że może do pewnego stopnia ograniczać działanie przeciwciał neutralizujących. Różnica jest taka, że E484K prowadzi do tego, że w odpowiednim miejscu - 484 - łańcucha aminokwasów białka kolca w miejsce kwasu glutaminowego podstawiana jest lizyna. W przypadku E484Q zamiast kwasu glutaminowego występuje glutamina. Znane są również warianty koronawirusa z mutacją E484A, ale póki co nie stały się medialne" – mówił.
"Czy E484Q jest mutacją ucieczki? Może tak, może nie. Jedno jest pewne - pojedyncza mutacja nie pokona całkowicie skuteczności szczepionek przeciw COVID-19 i nie doprowadzi do całkowitego oszukania układu odporności ozdrowieńców. To wymaga głębszych zmian w genomie wirusa" – zaznaczył.
Rzymski przypomniał, że koronawirus nieustannie się zmienia, a wszelkie mutacje to losowe błędy w trakcie namnażania jego materiału genetycznego - a ten proces przeprowadzany jest w przypadku wirusów jedynie w zakażonych komórkach.
"Im więcej zakażonych, tym więcej replikacji i większe ryzyko, że pojawiać będą się mutacje, które niosą korzyść dla wirusa. Co to w praktyce oznacza? Nie lekceważmy SARS-CoV-2, niezależnie od wariantu. Jakikolwiek by on nie był, reguły gry są takie same: musimy przecinać łańcuchy szerzenia się zakażenia, a wtedy wirus będzie miał pod górkę. Nawet jeżeli nie zawsze szczepienie zabezpiecza przed zakażeniem, to często prowadzi do spadku poziomu wiremii, skraca czas replikacji wirusa w organizmie i ogranicza możliwość jego rozprzestrzeniania. A jeżeli wirus zacznie zyskiwać przewagę - poprzez kolejne kumulujące się mutacje ucieczki - nad autoryzowanymi szczepionkami, to będziemy o tym wiedzieć" – powiedział.
Rzymski zaznaczył, że pewną "przewagą" naukowców nad SARS-CoV-2 jest to, że jego zmienność śledzona jest niemalże w czasie rzeczywistym. "To dzięki temu, że mamy dostęp do narzędzi biologii molekularnej, rozwijają się sieci sekwencjonowania genomu w próbkach wymazu. Dlatego wirus nie może wyprzedzić nas za bardzo, bo w sytuacji awaryjnej po prostu zaktualizujemy szczepionki. I to bardzo szybko, dzięki innowacyjnym technologiom, takim jak platforma mRNA. Dzień, by uzyskać zmodyfikowaną do potrzeb cząsteczkę mRNA, kilka dni, by załadować ją w lipidowy nośnik, półtora miesiąca, by uruchomić produkcję. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego narzędzia reagowania" – wskazał. (PAP) Anna Jowsa ajw/ mhr/
Kolejny wariant koronawirusa: odmiana z Bagnacavallo
Wśród wielu odmian koronawirusa naukowcy z Włoch odkryli następną, którą nazwali wariantem z Bagnacavallo. Nazwa pochodzi od liczącej ponad tysiąc lat miejscowości w regionie Emilia-Romania, w prowincji Rawenna. Ta mutacja, twierdzą, nie jest groźniejsza.
Wariant z Emilii-Romanii został odkryty w laboratorium w miejscowości Pievesestina, gdzie analizowane są odmiany z różnych pobliskich prowincji-podały lokalne media. Stwierdzono go u chorego pochodzącego z gminy Bagnacavallo, gdzie mieszka około 16 tysięcy osób. Według badaczy jest to kolejna mutacja koronawirusa, nieróżniąca się znacznie od oryginalnego patogenu.
"Mutacja genu nie jest bardziej groźna, ale interesująca z dwóch powodów; po pierwsze dlatego, że dowodzi, jak częste są zmiany genomu wirusa. Poza tym jest to modyfikacja DNA innego wariantu, tego angielskiego" - wyjaśnił szef wydziału wirusologii w regionalnej służbie zdrowia Vittorio Sambri.
Podkreślił, że obecnie dominuje we Włoszech właśnie wariant angielski. "To zatem normalne, że mutuje" - dodał Sambri. "Ponieważ - zaznaczył - taki typ wariantu dotąd nie został znaleziony, oczywiście z punktu widzenia wirusologii budzi zainteresowanie, ale z praktycznego punktu widzenia to po prostu potwierdzenie, że nie można dopuścić do tego, by to wirus wygrał ten wyścig, a nie my".
Według najnowszych danych krajowego Instytutu Służby Zdrowia angielski wariant stanowi 91 procent zakażeń we Włoszech. Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |