Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Gminne herstorie, czyli niezwykłe pamiętniki kobiet z rodzin górniczych
W czwartek, 12 stycznia, w leszczyńskim Zameczku podsumowano wyjątkowy projekt „Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych” opracowany i zrealizowany przez dr Monikę Glosowitz oraz lokalne Stowarzyszenie Ruch Rozwoju Gminy. Bohaterkami projektu zostały kobiety, Ślązaczki, które podzieliły się swoimi wspomnieniami z codzienności górniczych rodzin, ocalając tym samym wiele ważnych, pięknych, emocjonalnych i choć wyjątkowych, to często uniwersalnych, wspólnych dla wielu wydarzeń.
Konkurs na Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych narodził się z codziennych - życiowych i badawczych poszukiwań - wyjaśnia dr Monika Glosowitz z Instytutu Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. - Jako badaczka literatury pochodząca z rodziny górniczej, córka górnika-elektryka, wnuczka i prawnuczka kolejnych pokoleń górników - poczułam się w którymś momencie zmęczona czytaniem i analizowaniem światów literackich, które w ogóle nie przypominały tych, w których żyłam i żyję. Zaczęłam więc poszukiwać tych, które byłyby mi bliższe. Sięgnęłam do pamiętników górniczych i zauważyłam, że tropię w nich ślady kobiet. Ślady, których nie ma wcale albo jest ich jak na lekarstwo. Nieustannie zadawałam sobie pytanie, dlaczego nie znajduję utrwalonych i zapisanych głosów samych kobiet, dlaczego ich historię opisuje się zawsze w ich imieniu albo i nawet przeciw nim samym - podkreśla.
W projekcie miały więc wybrzmieć dobitnie głosy kobiet, ich doświadczenia, przeżycia, emocje.
Zorganizowany we współpracy ze Stowarzyszeniem Ruch Rozwoju Gminy Czerwionka-Leszczyny i Urzędem Gminy i Miasta Czerwionka-Leszczyny konkurs na Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych jest więc pierwszą i absolutnie pionierską próbą odpowiedzi na pytanie o nieobecność narracji śląskich kobiet związanych ze środowiskiem górniczym w naszej kulturze - zaznacza dr M. Glosowitz.
Konkurs na opowieści kobiet z rodzin górniczych oceniło jury w składzie: dr Karolina Pospiszil-Hofmańska, dr Jan Krajczok, Tomasz Zając oraz dr Monika Glosowitz.
W wypowiedziach członków i członkini jury wybrzmiewały przede wszystkim uwagi o bogatym materiale faktograficznym, a jednocześnie emocjonalności wypowiedzi, która angażuje czytelników, o szczerości i odwadze w budowaniu tychże opowieści.
I miejsce zdobyła Aleksandra Abdul Razak
II miejsce - Józefa Szubert
III miejsce - Barbara Goczał-Ptak
Wyróżnienia otrzymały: Celina Bluszcz, Gabriela Gizdoń, Małgorzata Knopik oraz Agata Skoczylas.
Są pewne kanony, schematy, które właśnie w tych typowo śląskich rodzinach utarły się i powielane są z pokolenia na pokolenie, często funkcjonując do dziś. Na pewno należą do nich: posłuszeństwo rodzicom (niezależne od wieku), wspomaganie ich w czasie starości jako wdzięczność za wychowanie oraz troska o spuściznę - gospodarstwo, domostwo. Podobnie jak odpowiedzialność, sumienność i pracowitość - zaczyna swoją opowieść laureatka Aleksanda Abdul Razak i kontunuuje: - Podejrzewam, że jej historia, jako śląskiej kobiety nie różni się wiele od historii innych Ślązaczek. Pewna jestem, że o wyjątkowości tych wszystkich historii nie decyduje życie, jakie wiodły, ale to, że robiły to w sposób naturalny, spełniając zwykłe obowiązki dnia z miłością dla stworzonej przez siebie rodziny, nie widząc w tym heroicznych czynów, ucząc swoje dzieci, tego, czego same zostały nauczone” - podsumowuje swoją opowieść Aleksandra Abdul Razak, która podzieliła się wspomnieniami dotyczącymi swojej babci Heleny. W swojej prostocie była kimś nadzwyczajnym- pisze pani Aleksandra. Kiedy zapytałam kiedyś babci, czy w jej życiu było coś czego się bała lub czego żałuje. Zawsze odpowiadała, że niczego. Mawiała: „Przeszłach wojna, biyda, urodziłach 15dzieci, przeżyłach śmierć 4. Robiłach ciężko, jak nie jedyn chłop. Jak chopcy poszli na gruba to kożdy roz ofiarowywałach ich Paniynce. Czego mogła bych się boć? - dodaje.
W nadesłanych pracach konkursowych nie zabrakło współczesnych opowieści kobiet. Pani Małgorzata Knopik podzieliła się swoimi doświadczeniami pracy w kopalni KWK „Ruda” Ruch „Bielszowice” na stanowisku geofizyka górniczego w Kopalnianej Stacji Geofizyki Górniczej:
Zajmuję się zagrożeniem tąpaniami - polegającym na ocenie stanu zagrożeniem tąpaniami za pomocą metody kompleksowej. Mój limit zjazdów pod ziemię na stanowisku geofizyka górniczego wynosi 10 dniówek zjazdowych w miesiącu. Dokonuję wówczas kontroli geofonów oraz sejsmometrów, które służą do rejestrowania aktywności górotworu.
Swoimi wspomnieniami z pracy na kopalni podzieliła się także pani Józefa Szubert: - Moje pierwsze spotkanie z kopalnią miało miejsce w 1965 roku. Była to kopalnia „Sośnica”. Na I roku studiów na Wydziale Górniczym Politechniki Śląskiej trzeba było odbyć semestralną praktykę. Pierwsze wrażenie to bardzo dużo urządzeń umieszczonych w ogromnym budynku, duży hałas. Trzeba było szybko opanować przemieszczanie się po zakładzie. Studenci nie obsługiwali urządzeń, pracowali „łopatologicznie”, czyli sprzątali węgiel lub kamień nagromadzony wokół urządzeń, przeważnie wokół przenośników taśmowych.
Pani Agata Skoczylas opisała strach, który codzienne towarzyszy bliskim górników. Troskę o bezpieczny powrót z szychty: Każdego dnia podejmuje się walkę z samym sobą o te pozytywne myśli, a nie najgorsze. Liczę na to, że każda historia kobiety - żony górnika pracującego na kopalni jest inna, ale zarazem ta sama, jest strachem, czy ukochana osoba wróci do domu, do żon, narzeczonych, dzieci.
O poszukiwaniach „kawalera z wonglem” humorystyczną opowieść w gwarze śląskiej napisała pani Celina Bluszcz: (…) pochodza z Dybieńska, mieszkałach na Ameryce. Tam mój łojciec Jan Kawała był fesztrym bez 38 lot. U nos hajcowało sie ino drzewem i jo byłach najmłodszo, to musiałach nosić porąbane drzewo w kiblach i układać za kachlokiem w każdej izbie, żeby schło i było pod ręką. Tak pieknie woniało w całej chałpie. Jak poszłach do szkoły ekonomicznej do Rybnika, moja matka Leopoldyna godo mi: dziołcha łobejrzyj sie kole górniczoka za kawalerem z wonglem, to nie bydziesz musiała nosić drzewa cołkie lata.
Na dowód, że te poszukiwania zakończyły się sukcesem, pani Celina zaprosiła do udziału w uroczystości także męża - górnika - pana Antoniego Bluszcza.
Wywodzące się z rodzin o tradycjach górniczych panie Barbara Goczał-Ptak i Gabriela Gizdoń opisały codzienność kobiet łączących obowiązki zawodowe z rodzinnymi w trudnych czasach PRL-u, zwracając uwagę na silny etos pracy i szacunek do wartości.
Po przydzieleniu nam działek musieliśmy rozpocząć budowę (w ciągu 5 lat) domu. To nie była łatwa sprawa, bo o materiały było bardzo trudno. Budowaliśmy dość długo, wprowadziliśmy się dopiero w 1994 roku. Pamiętam, jak byłam wysoko w ciąży (z brzuchem pod nosem), to całą noc stałam w samochodzie ciężarowym po cement na bocznicy stacji kolejowej - relacjonuje pani Barbara.
A co ja? Młoda mężatka, żona górnika, córka górnika, wnuczka też górnika wyniosłam z domu szacunek do pracy górniczej. Szacunek do pracy mamy, która nie tylko dbała o mnie i siostry, ale także o całe gospodarstwo. Tak, jak gdy byłam w domu rodzinnym i ojciec szedł na szychta i żegnało się go słowami „z Panym Bogiem i szczyśliwyj szychty”, tak teraz było i u mnie w domu. Było tak przez 25 lat, jak mąż pracował na kopalni - wspomina pani Gabriela.
Podczas spotkania laureatki konkursu odebrały dyplomy z podziękowaniami i gratulacje z rąk Burmistrza Gminy i Miasta Czerwionka-Leszczyny Wiesława Janiszewskiego, Wicestarosty Powiatu Rybnickiego Marka Profaski, Przewodniczącego Rady Miejskiej Bernarda Strzody, radnego Rady Miejskiej Artura Soli oraz przedstawicieli Stowarzyszenia Ruch Rozwoju Gminy: Krystiana Wyleżoła, Krystyny Wyleżoł i Michała Stokłosy.
Projekt sfinansowany był z budżetu Gminy i Miasta Czerwionka-Leszczyny.
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |