Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Na tropie SPOŁECZNYCH...
... INSPEKTORÓW NADZORU. Pojawiają się zawsze tam, gdzie rozpoczyna się wielka budowa. Potrafią odróżnić fachowców od zwykłych partaczy. Na budowlance znają się jak mało kto, chociaż zanim przeszli na emeryturę, pracowali w innych branżach. Przeczytaj o rybniczanach, którzy każdego dnia obserwują (i komentują) postępy na placach budowy.
Emerytura lub bezrobocie nie muszą być nudne. Rybniczanie, o których dziś piszemy uznali, że zamiast siedzieć przed telewizorem, można spędzać czas w sposób twórczy i aktywny! No i przede wszystkim na świeżym powietrzu. Każdego dnia przychodzą na place budowy niedaleko swoich miejsc zamieszkania i obserwują... Poznali tam wielu ciekawych ludzi i nawiązali nowe przyjaźnie.
Jak rozpoznać społecznego inspektora nadzoru?
Budowlańcy nazywają ich "społecznymi inspektorami nadzoru". Mówiąc o nich, uśmiechają się i spoglądają wymownie jeden na drugiego. – Przychodzą codziennie! Albo i dwa razy dziennie. Stoją i patrzą na nas – podkreślają. Jak rozpoznać społecznego inspektora nadzoru? To łatwe. Samozwańczy inspektor jest zazwyczaj starszym mężczyzną, emerytem, którego wyróżnia charakterystyczna postawa ciała – wysunięte do przodu biodra i założone z tyłu ręce.
W poszukiwaniu społecznych inspektorów nadzoru wybraliśmy się na ulicę Rudzką w Rybniku, gdzie właśnie trwa gruntowny remont drogi. Na miejscu dostrzegamy osobę, która pasuje do opisu. To Reginald Buszka, starszy mężczyzna z rowerem, który na pytanie "czym się pan zajmuje", odpowiada krótko: – Szykuję się do śmierci.
Pan Reginald jest jednak bardzo aktywny. Na budowę przychodzi każdego dnia. Przychodzi i sprawdza, czy jest postęp. – Radzą sobie chłopaki. Szybko robią i dobrze – ocenia fachowym okiem. Początkowo nie pozwala się sfotografować, bo obawia się nadmiernej popularności. Jakiś czas temu jego wizerunek został opublikowany na łamach kilku rybnickich gazet. – Było się tu i tam, no i zrobili mi przypadkiem zdjęcie – tłumaczy.
Co ciekawe, wśród społecznych inspektorów nadzoru dostrzegamy również kobietę. Bogusława Pasieka pracowała na kolei. Teraz jest bezrobotna. Plac budowy odwiedza kilka razy dziennie! – Psa muszę wyprowadzić, zakupy zrobić, no to przy okazji sprawdzam, co się dzieje – wyjaśnia. Racja! Szczególnie, że w około tyle ciekawych rzeczy. – Teraz droga jest już na ukończeniu. Piękna, równa, nóg sobie przynajmniej człowiek nie połamie. Aaale! Co tu wcześniej było! Jak oni rozkopali, to rowy i doły były takie, że mi do kolan sięgały – zapewnia i dodaje, że obserwowanie prac budowlanych ją fascynuje. – Ja jestem taka, że muszę wszystko zobaczyć. Wszystko mnie interesuje. Poza tym z innymi ludźmi można pogadać. Czasami zbierze się spora grupa i dyskutujemy – relacjonuje.
Wszystko wiedzą najlepiej?
Budowlańcy nie pałają do społecznych inspektorów wielką sympatią, ale też nie czują do nich niechęci. – Nie przeszkadzają nam, ale zadają strasznie dużo dużo pytań: a czemu tak, a nie inaczej? Bo za ich czasów robiło się innym sposobem. Albo dlaczego wylewamy kilka warstw asfaltu, kiedy można jedną. Najczęściej pytają jednak o to, kiedy skończymy – wyjaśniają pracownicy firmy Eurovia Polska S.A., którzy wykonują prace budowlane na Rudzkiej. – Do 1 września mamy czas. Spokojnie zdążymy! Nawet nie ma o czym mówić - zapewniają.
Społeczni inspektorzy potakują głowami. Ich zdaniem Rudzką zajęli się specjaliści najwyższej klasy. – Spokojnie się wyrobią. Elegancko chłopaki pracują – twierdzą zgodnie pan Reginald i pani Bogusława. Dostrzegają jednak pewne braki i zaniedbania. – Kto tę drogę projektował? O pół metra zwęzili z jednej i z drugiej strony. Ponoć dlatego, żeby chronić drzewa. Że to ekologicznie. Ja bym zrobił inaczej. Nie wiem, co będzie, jak puszczą tędy samochody. Zresztą nie moje zmartwienie, bo mam tylko rower – kwituje pan Reginald.
Ze społecznymi inspektorami nadzoru często stykają się również rybniccy urzędnicy. Kiedy w ramach swoich obowiązków pojawiają się na placach budowy, podchodzą do nich zatroskani lub oburzeni mieszkańcy. – Dopytują o szczegóły, czasami sugerują inne rozwiązania – mówi Jacek Hawel, naczelnik wydziału dróg Urzędu Miasta Rybnika. Samozwańczych inspektorów interesują nawet takie szczegóły jak głębokość korytowania czy to, dlaczego firma nie korzysta na przykład z kruszywa z łupka przepalonego, bo przecież "30 lat temu był wykorzystywany i drogi były dobre". – Tłumaczymy, że 30 lat temu obowiązywały inne normy i standardy, a ruch na drogach był mniejszy. Że owszem, łupek przepalony był stosowany, ale efekty widzimy dziś, kiedy podbudowa wielu dróg nie wytrzymuje – puentuje naczelnik.
MaS
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |