Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Czy należysz do pokolenia 1500?
Mówi się o nich “Pokolenie 1500". Chodzi o osoby, które zarabiają na rękę mniej niż 1500 zł. Jak przeżyć za kwotę uchodzącą za granicę ubóstwa? Czy jej przekroczenie staje się nadzieją na lepsze życie? O to zapytaliśmy kilku mieszkańców Rybnika.
Dla jednych to coś nieprawdopodobnego, by w dzisiejszych realiach móc normalnie funkcjonować mając na miesiąc mniej niż 1500 zł. Dla innych niestety coraz częściej przekroczenie magicznej kwoty 1500 zł to nieosiągalne marzenie.
Wszystko zależy od dochodu na członka rodziny
Ania jest dwudziestoośmiolatką, która ukończyła Uniwersytet Śląski w Katowicach. O kierunku swych studiów nie chce mówić, podkreśla natomiast, że wpływy na konto obciąża jej rata kredytu, który musiała zaciągnąć, by zdobyć upragniony tytuł magistra. - Jestem rybniczanką. Zarabiam na rękę 1300 zł. Doświadczenie zawodowe zdobywam od trzech lat w sferze budżetowej – wyjaśnia.
Na pierwszy rzut oka Ania wydaje się młodą, sympatyczną i beztroską kobietą. Ale o finansach mówić jej trudno. - I tak nie mam najgorzej. W tragicznej sytuacji są niektóre moje koleżanki, które zostały samotnymi matkami, a zarabiają podobnie do mnie. Ja mieszkam sama i to jedyny mój problem - dodaje.
Po opłaceniu miesięcznych zobowiązań Ani na życie pozostaje niecałe 400 zł. - Rachunek jest prosty. Średnio dziennie mogę wydać 13 zł. Po odliczeniu dojazdów do pracy pozostaje 9 zł na jedzenie - mówi z żalem, jednak po chwili dodaje, że mimo wszystko cieszy się, że ma stabilną pracę. Podkreśla, że teoretycznie mogła by ją zmienić, lecz na swoim koncie ma już kilka niemiłych doświadczeń w pracy pod zwierzchnictwem polskich pseudo-biznesmenów. - Zawsze można dorobić kilka złotych na tipsach - podkreśla z uśmiechem na twarzy.
W o wiele lepszej sytuacji znajdują się osoby, które budżet domowy dzielą na dwoje - wówczas “magiczna" kwota rośnie, a i można odłożyć coś na czarną godzinę. Pan Tomasz i jego żona są małżeństwem od niespełna roku. On jest pracownikiem jednej z hurtowni spożywczych w mieście. Jego żona pracuje w administracji samorządowej. Ich dochody nie przekraczają 2700 zł brutto. Wynajmują mieszkanie, płacą czynsz i odstępne właścicielowi, lecz nie narzekają. - Jesteśmy młodzi, dopiero skończyliśmy studia. O dzieciach na razie nie myślimy, bo w naszym kraju to odległe i nierealne marzenia. W Rybniku nie ma perspektyw dla młodych ludzi. Pomieszkamy tu rok, dwa i mam nadzieję, że albo ja albo żona znajdziemy lepszą propozycje pracy – marzy Tomasz, którego irytuje zachowanie pracodawców w mieście. - Każdy chce, byś zasuwał więcej niż osiem godzin dziennie. Tymczasem stawki marne, a marzenie o posiadaniu dziecka wybijają ci z głowy na każdym kroku, dając do zrozumienia, że na twoje miejsce jest dziesięciu chętnych – ubolewa.
Jeszcze w innej sytuacji jest rybniczanin Sylwek. Mieszkanie dostał w spadku, na rękę ma 1400 zł. Mężczyzna ma jednak drogą pasję, bo lubi stare samochody. Mówi, że nie jest łatwo mu ją realizować, lecz gdy zaciśnie pasa i zje kilka obiadów u mamy, to nawet na hobby może trochę grosza odłożyć.
…z punktu widzenia pracodawcy
- Od kilkunastu lat prowadzę sklepy spożywcze. Zatrudniam zwłaszcza młode dziewczyny, bo są chętne do pracy, a doświadczenia zawodowego w obsługiwaniu klienta można się nauczyć bardzo szybko – mówi jeden z rybnickich pracodawców. O sobie wypowiada się w samych superlatywach. Pomaga zwłaszcza młodym, samotnym matkom. W dobieraniu godzin pracy potrafi pójść na ugodę.
Zapytany jednak o warunki zawarcia umowy i wynagrodzenie gwałtownie zmienia temat rozmowy. Skore do zwierzeń są za to jego pracowniczki. - U pana Zbyszka zarabiam 1100 zł na rękę. Umowa? - śmieje się ekspedientka sklepiku na targowisku miejskim. - Jaka umowa? Zwyczajne zlecenie mam i nie wiem nawet czy jakiekolwiek składki mi lecą. Fakt, potrzebowałam pracy i ją dostałam, ale tutaj nie jest kolorowo - przyznaje kobieta, która nie raz musiała zostawać po godzinach, bo szef spóźniał się z dostawą towaru.
Zawsze istnieje jakieś rozwiązanie…
Polacy z natury rzeczy narzekają. Kiedy zapytamy Czecha: "Co u ciebie słychać?", ten z uśmiechem odpowie, że jest dobrze. Dla Polaka zawsze jest jakieś "ale"… Fakt jest jednak faktem. Wielu nie ma łatwego życia. Zapytaliśmy na rybnickim rynku dwudziestu trzech dosyć dobrze ubranych, młodych mieszkańców miasta. Trzynastu z nich zadeklarowało, że nigdy nie otrzymało wyższej wypłaty niż 1500 zł netto.
"Pokolenie 1500" to przede wszystkim młodzi ludzie. Niestety są jednak i tacy, którzy mają ponad dziesięcioletni staż pracy, żadnych perspektyw na podwyżkę, a z roku na rok coraz mniej odwagi do zmiany miejsca zatrudnienia.
A jednak cuda się zdarzają…
Sebastian jest przykładem człowieka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. - Trzeba jedynie umieć w siebie inwestować. Przy odrobinie samozaparcia i samodyscypliny jesteśmy w stanie nieźle zarabiać, a przede wszystkim czerpać przyjemność z wykonywanej pracy – stwierdza.
Jak doszedł do tego przekonania? Ten dwudziestopięciolatek jest z wykształcenia nauczycielem języka angielskiego. Doświadczenie w pracy w szkole ma niewielkie, ponieważ: - Nie da się znieść tego wrzasku. Moja cierpliwość też ma swoje granice - mówi o pracy w nauczyciela w gimnazjum, którą wykonywał kilka lat temu.
Teraz jest przedstawicielem handlowym. Wykształcenie kierunkowe i znajomość języka wykorzystuje w kontaktach z klientami pewnego wydawnictwa. - Trójka z przodu, służbowy samochód bez limitu kilometrów, no i kawaler do wzięcia! Czegóż ja mogę chcieć więcej od życia? - mówi z uśmiechem na ustach, dając nadzieję nadzieję wszystkim zawiedzionym własnym życiem.
Nie bójmy się zatem inwestować w siebie, bo z "pokolenia za 1500" możemy stać się "pokoleniem za 3000".
(młyn)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |