Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Oni rządzą na rybnickich parkingach
Podjeżdżamy na parking, podchodzi do nas człowiek i grzecznie prosi o pieniądze za "popilnowanie samochodu". Wielu kierowców z obawy przed uszkodzeniem auta płaci haracz, przez co samozwańczy parkingowi robią interes życia. – Wiele razy słyszałam, jak ktoś proponował im normalną pracę. Ale oni wolą stać i żebrać – denerwują się prawdziwi parkingowi.
Parkingi przy Skłodowskiej, Brudnioka, Hallera albo 3-go Maja – w tych miejscach kierowcy z Rybnika oraz przyjezdni są najbardziej narażeni na atak naciągaczy, którzy krążą wokół parkingu jak sępy i kiedy tylko widzą nadjeżdżający samochód, od razu przystępują do akcji. Schemat jest prosty. Samozwańczy parkingowi w zamian za "popilnowanie samochodu" albo wskazanie wolnego miejsca proszą o symboliczną złotówkę.
Proceder ten staje się coraz bardziej uciążliwy dla mieszkańców Rybnika. Reakcje kierowców są jednak różne. - Przeganiam ich za każdym razem. Mówię, żeby "spadali". Dosłownie. Nie będę płacił nierobom – bulwersuje się kierowca Adam Janus. Problem w tym, że parkingowi naciągacze są bardzo grzeczni, kulturalni i wielu osobom trudno ich tak po prostu przegonić. - Poszedł do mnie pan, który miał około 50 lat. Zaproponował, że popilnuje moje auto. Był naprawdę miły i urzekł mnie swoim zachowanie. Dałam mu 4 zł. Życzył mi miłego dnia i dużo zdrowia – opowiada pani Justyna. Jest jeszcze inny powód, dla którego ludzie płacą haracz. To obawa przed tym, że fałszywy parkingowy może porysować samochód albo przebić opony. - A bo to wiadomo, co takiemu strzeli do głowy? Mam znajomego, do którego pod jednym z marketów podeszło 5 facetów i mówią "Szefie, daj dyche, to rzucimy okiem na twoją brykę". Nie dał, ale jak wrócił, to drzwi miał porysowane. Ja wolę nie ryzykować – zapewnia Dariusz Wrzodak.
Interes pseudo-parkingowych kwitnie cały rok, ale prawdziwe żniwa to okres wiosenno-letni. Na taki sposób zarobkowania decydują się ludzie w różnym wieku. Mamy między innymi kobietę w ciąży, mężczyzn o wyglądzie pospolitych żuli, młodych chłopaków, kobiety w średnim wieku, a nawet osoby, które poruszają się o kulach. - Zauważyłyśmy, że oni wszyscy nie wchodzą sobie w paradę. Każda grupa ma swój parking – mówią nam prawdziwe parkingowe, które tego dnia pracowały przy ul. Brudnioka.
Prawdziwe parkingowe, z którymi rozmawiamy, często słyszą od kierowców, w jaki sposób naciągacze wyłudzają pieniądze. - Na Hallera był chłopak, który najpierw zbierał dla siebie na książki na studia, a jakiś czas później na książki dla siostry – relacjonują kobiety. - Jeszcze inny prosił o pieniądze na doładowanie do telefonu. Pamiętam, że to było przed moją wypłatą, więc śmiałam się, że ja nie mam na doładowanie, ale za to on uzbiera – kręci z dezaprobatą głową jedna z nich. Kobiety nie raz widziały też jak lewi parkingowi ze Skłodowskiej zaraz po "pracy" idą do pobliskiej Biedronki po tanie wino i piwo. - Z tym że na Skłodowskiej to przynajmniej proponują kierowcom umycie szyb – dodają.
Parkingowym hienom nie w głowie uczciwa praca. Niektórzy z nich mieli już propozycje innego sposobu zarobkowania, ale je odrzucali. - Jedna z klientek parkingu przy Skłodowskiej zaproponowała młodemu mężczyźnie, na oko 20-letniemu, żeby przyszedł do niej pracować – wspominają parkingowe. Mężczyzna miał grabić liście w ogrodzie, a w zamian otrzymać posiłek, ubrania i wypłatę. - Nawet przyniosła nam te ubrania, to ich nie wziął – dziwią się kobiety. Z kolei elegancki mężczyzna, kierowca z Hallera, ledwie podszedł do innego młodzieńca z zamiarem zaproponowania mu pracy, usłyszał, że ten "będzie pracował, ale tylko w zawodzie budowlańca". Nic innego go nie interesowało. - No więc elegancki mężczyzna roześmiał się i poszedł – dodają parkingowe.
Żebranie na parkingach to bardzo łatwe źródło dochodu, więc dopóki ludzie będą wspierać naciągaczy, dopóty ci będą obecni. - To tylko i wyłącznie wina kierowców. Jakby nie dawali pieniędzy, to nie mielibyśmy teraz o czym rozmawiać. Najgorsze jest to, że im płacą często bez zająknienia, a na nas się bulwersują – podkreślają parkingowe. Rzeczywiście. W tym momencie podjeżdża skodą mężczyzna i kiedy słyszy, że ma wydać 3 zł, narzeka: - Co? Tak drogo? Małe piwo by za to było – rozmarzył się.
Na nielegalny parkingowych nie ma siły. Na widok straży miejskiej rozchodzą się, ale zawsze wracają. Ponadto zgłoszenia ze skargami na ich działalność wpływają sporadycznie i są anonimowe. - Dotychczas do straży miejskiej w Rybniku nie wpłynęła oficjalna skarga na żadnego z "parkingowych". Jedyną możliwą do podjęcia interwencją z naszej strony jest nawiązanie z nimi rozmowy i prośba o opuszczenie terenu parkingu. Osoby te z reguły zachowują się w sposób przyzwoity i wykonują polecenia funkcjonariuszy – podkreśla rzecznik SM, Dawid Błatoń. Wyjaśnia też, jak trzeba się zachowywać, gdy podejdzie do nas pseudo-parkingowy i prosi o fundusze: - Należy grzecznie odmówić, tłumacząc się brakiem pieniędzy, nie reagując przy tym agresywnie i natychmiast zgłosić ten fakt straży miejskiej lub policji.
(m)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |