Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
W Rybniku ruszy proces Władysława B.
Za kratkami grał do nabożeństw na organach. Rozkochał w sobie o 30 lat młodszą pomocnicę duchownego. Kiedy wyszedł na wolność, wzięli ślub. Prokurator nie ma dziś wątpliwości, że zabił z zimną krwią. Grozi mu dożywocie – osiemnasty wyrok w życiu. Najprawdopodobniej ostatni.
- Wszystko dokładnie przemyślał. Bardzo precyzyjnie zaplanował, ale jeden element nie zagrał. Nie ma zbrodni doskonałej – komentuje prokurator Danuta Kozakiewicz, szefowa raciborskich śledczych.
29 czerwca Prokuratura Rejonowa w Raciborzu przesłała do Sądu Okręgowego w Gliwicach – Ośrodek Zamiejscowy w Rybniku cztery grube tomy akt (łącznie około 400 stron) dotyczących 65-letniego Władysława B., muzyka z maturą, 17-krotnie karanego, żonatego z o 30 lat młodszą kobietą, oskarżonego o zabójstwo, 13 października 2010 r., 33-letniej Marii R., lokatorki bloku przy ul. Opawskiej, mężatki, sprzątaczki w raciborskim sądzie. Zabójca i ofiara dobrze się znali.
O sprawie było głośno w całym Raciborzu. 13 października (środa) w samo południe, w mieszkaniu 33-latki doszło do wybuchu gazu i pożaru. Straż już po 3 minutach pojawiła się na miejscu. W wypalonym pokoju sypialnym znaleziono zwęglone ciało kobiety. Pomiędzy nogami denatki leżała butelka. Na klatce piersiowej widoczne rany kłute. Kurki piecyka gazowego w kuchni były odkręcone.
Policja już wtedy nie miała wątpliwości, że doszło do zabójstwa, a sprawca, odkręcając gaz i wzniecając pożar w sypialni (z aktu oskarżenia wynika, że B. polał ciało ofiary benzyną z kanistra, z którym przyszedł) chciał za wszelką cenę doprowadzić do wybuchu i zatrzeć ślady.
- Rutynowo najbliżsi wchodzą do kręgu podejrzanych – mówi prokurator Kozakiewicz. W gronie wytypowanych potencjalnych sprawców znalazł się więc mąż 33-latki, stolarz w jednym z podraciborskich warsztatów. Jedna z sąsiadek mówiła, że krótko przed wybuchem widziała go jak wychodził z mieszkania. Jego żona miała tego dnia drugą zmianę. Była dopołudnia sama w mieszkaniu. Małżeństwo było ponoć pokłócone.
Policja długo przesłuchiwała męża ofiary. Nie przyznał się. Miał alibi. Nie było też motywu zabójstwa. Jednocześnie, do późnych godzin nocnych 13 października, technicy kryminalistyki zabezpieczali wszelkie ślady w mieszkaniu. Przetrwały, bo nie doszło do wybuchu o jakim myślał sprawca. - Pożar ugaszono w zarodku, choć, rzeczywiście, eksplozja mogła zniszczyć z połowę bloku. Ludzie mieli sporo szczęścia – przyznaje prokurator Kozakiewicz. Dziś, na podstawie opinii biegłych, wiadomo, że Władysławowi B. w realizacji planu przeszkodził… przeciąg.
Policja miała go w ręku jeszcze w dniu zabójstwa. Przesłuchała wraz z o 30 lat młodszą żoną, najlepszą przyjaciółką ofiary. Parę szybko wypuszczono, ale zabezpieczono do ekspertyz odzież Władysława. B. tłumaczył młodej żonie, że policja zawsze tak postępuje wobec osób karanych. To ją uspokoiło.
B. poznał Gosię w więzieniu. Jako muzyk z wykształcenia przygrywał na organach do nabożeństw. Wybranka pomagała duchownemu w posłudze wśród więźniów. Przypadli sobie do gustu. Kobiecie nie przeszkadzało, że ukochany spędził blisko 30 lat za kratami. Zresztą przekonywał ją, że to tylko za włamania, oszustwa i kradzieże. Nie przyznał się, że w 1997 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Katowicach skazał go za zabójstwo.
W 2010 r. B. skarżył się na szwankujące zdrowie, a sąd zgodził się na przerwę w wykonaniu kary. Już na wolności postanowił spróbować sił w biznesie. Od razu stanął na ślubnym kobiercu. Gosia poprosiła na świadków przyjaciółkę Marysię i jej męża. Razem z B. zostali potem przyjaciółmi domu R. przy ul. Opawskiej. Często się odwiedzali.
Tyle że Maria nie okazywała entuzjazmu wobec 64-letniego wówczas pana młodego, choć ten pomagał jej rodzinie przy małym gospodarstwie w jednej z raciborskich dzielnic. Była nieufna. Przeszkadzała jej kryminalna przeszłość B., plany wspólnego biznesu z jej mężem i pożyczki, o które co chwila prosił z Gosią.
- Motyw zbrodni? Zabójca znał ofiarę. Można powiedzieć, że łączyły ich stosunki finansowe – mówi prokurator Kozakiewicz. Ludzie różne rzeczy wygadywali, ale śledczy wykluczają kontakty seksualne. – Oskarżonemu zależało, by rozpatrywać ten wątek, dla odwrócenia od niego uwagi – dodaje Danuta Kozakiewicz.
Z aktu oskarżenia wynika, że 13 X 2010 r. Władysław B. przyszedł do mieszkania Marii. Musiał wzbudzić jej zaufanie, bo został wpuszczony. Być może zapowiedział, że chce oddać pieniądze. Zamiast tego dźgnął kobietę dwa razy nożem. Jedna z ran okazała się śmiertelna. Ofiara się wykrwawiła. Ciało polał benzyną i podpalił. Gaz ulatniający się z kuchenki miał po zetknięciu z ogniem eksplodować.
- To było jak puzzle. Musieliśmy zebrać szereg danych, w tym BTS-y z komórek, i ułożyć je w jeden logiczny ciąg. Nie mamy dziś wątpliwości, że Władysław B. dokonał tego zabójstwa – zapewnia szefowa raciborskich śledczych.
Tyle, że kiedy policja i prokuratura nabrała mocnego podejrzenia co do winy B., ten nagle zniknął z Polski. Wyjechał do Anglii. Po pewnym czasie wrócił. Wpadł w ręce funkcjonariuszy przypadkiem, podczas rutynowej kontroli drogowej. Jechał nietrzeźwy (to trzeci zarzut, jaki teraz na nim ciąży po zabójstwie i zniszczeniu mienia poprzez podpalenie).
Gosia była zaskoczona aresztowaniem męża. Dopiero wtedy dowiedziała się, że ma już na koncie zabójstwo.
Władysław B. nie przyznaje się do zamordowania Marii R. ani podpalenia mieszkania. Zostawił jednak ślady. - Ekspertyza, którą dysponujemy, postawi kropkę nad i – zapowiada prokurator Kozakiewicz.
Proces Władysława B. ruszy najprawdopodobniej jesienią. Biegli psychiatrzy z Wrocławia orzekli, że jest w pełni poczytalny i może odpowiadać karnie. Grozi mu dożywocie.
Prokuratura nie wyklucza, że zażąda przed sądem takiego wymiaru kary.
(waw)
PS. Personalia, poza osobą oskarżonego, zostały zmienione
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |