Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
U Ryszki na dachu orły bieleją
W dzielnicy Niedobczyce przed wandalami nie uchroniły się kamienne orły, z którymi wiąże się niezwykła historia, ani posadzona przez senatora Tadeusza Gruszkę mała lipa, będąca symbolem wolności. – Przydałby się monitoring – mówił podczas ostatniej sesji radny Henryk Ryszka. Rozbudowa monitoringu będzie jednak możliwa dopiero po uruchomieniu sieci szerokopasmowego internetu w mieście.
Minęło już prawie siedemdziesiąt pięć lat od kiedy dwa orły walczą o przetrwanie. W tym czasie wielokrotnie zmieniały swe miejsce w rybnickiej dzielnicy Niedobczyce. Dziś tak naprawdę niewiele osób wie skąd się wzięły i dlaczego te kamienne skrzydlate drapieżniki, będące symbolem polskości, wciąż muszą walczyć o przetrwanie.
Starsi mieszkańcy dzielnicy do dziś wspominają Augustyna Ryszkę, który po zakończeniu budowy domu, ściągnął na siebie gniew okupanta. Cała historia zaczęła się w 1936 roku, kiedy dziadek obecnego radnego miejskiego oraz radnego dzielnicy Niedobczyce, Henryka Ryszki, rozpoczął budowę. Po jej zakończeniu na szczycie dachu zawiesił dwa kamienne orły. Podczas okupacji niemiecki policjant kazał ówczesnemu właścicielowi zamalować ptaki na czarno. Powód był prozaiczny. Orzeł mający swe miejsce w godle narodowym miał przybrać barwy zachodniego sąsiada.
Czasy były ciężkie, a dostęp do farby niełatwy. Zaradny Augustyn Ryszka postanowił więc wykonać polecenie i posmarował kamienne rzeźby sadzą z komina. Nie mógł jednak przewidzieć, że opady deszczu wolno acz sukcesywnie będą odsłaniać naturalny kolor ptaków.
Gadanie ludzi omal nie doprowadziło do tragedii. Na ulicach często pojawiały się komentarze typu: - U Ryszki na dachu orły bieleją, to znaczy, że Polska do nas wraca - opowiada radny. - Za to właśnie dziadek miał trafić do Oświęcimia. Gdyby nie znajomości, pewnie by i tak było, lecz los chciał, że udało mu się z opresji wyjść cało - kontynuuje.
Zdemontowane orły przez całą okupację i okres komunizmu orły przeleżały na strychu. Dopiero w 1992 roku z inicjatywy Henryka Ryszki mogły znów przypominać o swej historii. Zamontowano je na cokole przed wejściem na plac zabaw tuż obok torów kolejowych.
W 1996 roku na terenie gdzie kiedyś stał budynek straży pożarnej powstał skwer. Zlokalizowany w pobliżu przystanku autobusowego miał spełniać funkcję poczekalni na autobus. Do pobliskiej szkoły w latach dziewięćdziesiątych uczęszczało blisko tysiąc dwieście uczniów, więc wiata przystankowa często wypełniała się po brzegi a młodzież wchodziła na ulicę.
Rok 1997 to czas pogłębiania koryta rzeki Nacyny. By prace mogły być kontynuowane, trzeba było wydobyć z jej dna olbrzymie płyty piaskowca. Rada dzielnicy postanowiła więc wykorzystać pozyskany w ten sposób materiał budowlany. - Wpadliśmy na pomysł, by z płyt stworzyć pomnik. Lecz jak się później okazało, walka o piaskowiec nie była taka łatwa. Właściciel firmy wykonującej prace w korycie rzeki nie był zainteresowany oddaniem materiału skalnego. Na szczęście na skwerze pojawił się kolejny postument - tłumaczy radny Ryszka.
Po raz kolejny orły wylądowały. Zmieniły swe miejsce o kilkaset metrów i na skwerze stały się ozdobą dzielnicy. Niestety w 2004 roku nieznany sprawca dokonał zamachu na pamiątkę rodzinną rodu Ryszka. Kamienne posągi rozbito, a na ich miejsce po kilku latach osadzono kamiennych następców. Krzyżanowickie wyroby nie przetrwały jednak próby czasu. Już po pięciu dniach skupiły na sobie uwagę wandali, którzy zgotowali im los podobny do tego, jaki spotkał ich przodków. Na szczęście pracownik pobliskiej firmy Remontex zdołał naprawić uszkodzenia. Żywicą epoksydową polepił to, co się dało i mimo uszkodzeń orły wciąż prezentują się znakomicie.
- Burzliwe losy kamiennych rzeźb skłoniły nas do działania. Mieszkańcy są zbulwersowani aktami wandalizmu i w raz z nami, radą dzielnicy, starają się temu przeciwdziałać. Postulowaliśmy zainstalowanie w pobliżu skweru monitoringu miejskiego lub osadzenia orłów na podwyższeniu, nawet na słupach, by uchronić je przed dewastacją, lecz batalia wciąż trwa. - kwituje radny dzielnicy Henryk Ryszka.
Przed wandalami nie uchroniła się również mała lipa, będąca symbolem wolności, posadzona przez senatora Tadeusza Gruszkę.
Prezydent Adam Fudali stawia jednak sprawę jasno. Rozbudowa monitoringu będzie możliwa dopiero po uruchomieniu sieci szerokopasmowego internetu w mieście.
Walczącym o miejsce pamięci i zgromadzone tam atrybuty walki o wolność pozostaje uzbroić się w cierpliwość, gdyż nawet zainstalowanie oświetlenia zdaje się być przeszkodą nie do przeskoczenia.
(młyn)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |