Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Zawód: prywatny detektyw
Panowie przychodzą rzadko. Przeważnie panie. Chcą wiedzieć, czy mąż ma kochankę. - Nie minie nawet pół dnia a już dzwonią z pytaniem, czy coś mam. Tłumaczę, że potrzebuję więcej czasu - wyjaśnia prywatny detektyw, z którym spotkaliśmy się w jego biurze w Rybniku. Przeczytaj wywiad.
Nie było łatwo namówić prywatnego detektywa na wywiad. Ostatecznie zgodził się, ale postawił dwa warunki. Pierwszy: nie możemy publikować jego wizerunku ani danych osobowych. - To by mi utrudniło skuteczne działanie - wyjaśnia. Drugi warunek dotyczy już samej rozmowy. Detektyw nie może zdradzać szczegółów swojej działalności, żeby chronić prywatność swoich klientów. - Będę mówił jak ksiądz na kazaniu po wszystkich spowiedziach - uprzedza.
Ile spraw, które Pan prowadzi, kończy się sukcesem?
Około 70 procent. Wszystko zależy od tego, ile mam czasu.
A ile czasu potrzeba?
Składa się na to wiele czynników, ale rzadko kiedy mniej niż 2-3 tygodnie. A ludzie chcieliby, żeby to były 2-3 dni. Praca detektywa nie wygląda tak jak, jak to przedstawiają seriale i filmy.
No właśnie. Stacja TVN od dłuższego już czasu emituje serial "Detektywi". Czy to, co widzimy na ekranie ma coś wspólnego z rzeczywistością?
Niewiele. Tam detektywi nigdy nie mają czerwonego światła na skrzyżowaniu, nie wiedzą, co to korek uliczny i zawsze mają wolne miejsce parkingowe w dogodnym miejscu. Proszę pomyśleć, czy w godzinach szczytu z Gliwicach taka sytuacja byłaby możliwa.
Skąd są Pańscy klienci?
Z Rybnika, Gliwic, Katowic. Z całego Śląska.
Jakie zlecenia wykonuje Pan najczęściej?
Sprawy rozwodowe.
Przychodzą kobiety czy mężczyźni?
Przeważnie kobiety.
Wchodzą do biura i co?
Najczęściej przychodzą, bo mają podejrzenie, że mąż je zdradza. Wraca późno do domu albo ktoś widział go z inną na mieście. W czasie rozmowy muszę poznać jak najwięcej szczegółów. Nie zawsze łatwo mówić o pewnych sprawach, ale tłumaczę, że to konieczne i często klientki się otwierają.
Na czym w takiej sytuacji polegają działania detektywa?
Wszystko opiera się na obserwacji i rozmowach z różnymi ludźmi. Mamy ograniczone pole działania. Robimy zdjęcia, śledzimy i korzystamy z dyktafonu. Nie możemy stosować podsłuchów i innych technik zarezerwowanych dla odpowiednich służb.
Z kim z otoczenia obserwowanego Pan rozmawia? Za kogo Pan się wtedy podaje?
Różnie. Na przykład za kolegę z klasy. Rozmawiam ze znajomymi i sąsiadami. Bogatym źródłem informacji są też obecnie portale społecznościowe, nasza-klasa czy facebook. Czasem można znaleźć tam nawet zdjęcie z kochanką.
Zdarza się, że podejrzenia o zdradę są niesłuszne?
Jak najbardziej. Na przykład zgłosiła się do nas starsza kobieta, która myślała, że jej mąż kogoś ma, bo znikał z domu na kilka godzin. Okazało się, że w tym czasie chodził na pocztę, robił zakupy, spacerował i czytał w parku gazetę. Albo z kolei inny klient, tym razem mężczyzna, sądził że żona jest niewierna, bo nagle zaczęła się malować. Tymczasem ona stroiła się tylko dla niego.
Oprócz spraw rozwodowych co jeszcze?
Sprawy gospodarcze. Ktoś ma zamiar podpisać z kimś umowę, więc chce sprawdzić, czy firma jest wiarygodna. Bywają też sytuacje, że szef firmy zgłasza się do nas, żebyśmy ustalili, czy jego pracownik nie działa na niekorzyść firmy, albo czy w czasie, kiedy przebywa na L4, nie pracuje dla kogoś innego.
A jakich spraw Pan nie przyjmuje?
Jeśli wiem, że nie mam możliwości działania, to odmawiam. Jak ktoś zadzwoni i powie: proszę mi ustalić właściciela tego numeru telefonu, bo ten człowiek ciągle do mnie ciągle wydzwania, to odsyłam go do odpowiednich instytucji, które mają prawo działać z tym zakresie.
Pomoc detektywa jest kosztowna?
Trzeba liczyć od około 3 tysięcy złotych. Ale to zależy od zlecenia.
Co w takim razie składa się na ostateczny rachunek?
Przede wszystkim paliwo, czas, którego właściwie nie da się policzyć i amortyzacja sprzętu. Czasami w grę wchodzą też wyjazdy, noclegi. Kiedy na przykład mąż jedzie w delegację i mamy sprawdzić, czy jedzie sam czy z kochanką.
Jakim samochodem Pan jeździ? Szybkim?
Samochód nie może rzucać się w oczy.
Korzystał Pan kiedykolwiek z pomocy wróżki albo jasnowidza?
Nigdy. Do wszystkiego dochodzę sam. Ale potrzebny jest czas. Nie da się w ciągu jednego albo dwóch dni czegoś zrobić. A ludzie by tak chcieli.
Są tacy, którzy rezygnują?
Są. Część z nich po czasie jednak wraca. Bywają też klienci, którzy przeszkadzają nam w działaniu i palą akcje. Zdarza się również, że w tłumie przeszkadzają przechodnie. Aparat jest przygotowany do zrobienia zdjęcia, a nagle w kadr wchodzi jakiś obcy człowiek.
A jak układa się współpraca na linii policja-prywatny detektyw?
Nie ma w tym temacie żadnych problemów. Sam byłem policjantem.
Konkurencja na rybnickim rynku prywatnych detektywów jest duża? Wchodzicie sobie w paradę?
Nie wchodzimy. W Rybniku jest kilku detektywów, ale nawet ich nie znam.
Po czym poznać profesjonalnego detektywa?
Po tym, że ma swoje biuro, licencję i wpis do rejestru działalności regulowanej.
Ostatnim pytanie zahaczę o sferę prywatną. Da się oddzielić ten zawód od życia osobistego?
Nie ma takiej możliwości. To jest praca 24 godziny na dobę. Klient dzwoni o godzinie 23.00 i trzeba jechać.
Rozmawiała: Magdalena Sołtys
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |