Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Terrorystka w klapkach i fartuchu
Dwa puste mieszkania na jednym piętrze powinny dać do myślenia potencjalnemu najemcy. Atrakcyjna cena była jednak na tyle kusząca, że Monika i Marcin zdecydowali się na mieszkanie przy jednej z ulic w dzielnicy Smolna. To był błąd. Sympatyczne sąsiedztwo starszego małżeństwa stało się koszmarem ich życia. Starsza pani podburza swojego kundla, który o świcie ujada pod ich drzwiami.
Po kilku miesiącach intensywnych poszukiwań Monika i Marcin (prawdziwe imiona do wiadomości redakcji), znaleźli wreszcie na rynku nieruchomości idealne mieszkanie do wynajęcia. Czynsz ten sam co w poprzednim lokum, lecz powierzchnia nieco większa. Byli pewni, że trafiła się okazja. Po niemiłych wspomnieniach z kawalerką na ul. Dąbrówki, gdzie wybijające szambo zalewało wszystko, co znajdowało się na podłodze a ciekawscy przechodnie zaglądali przez niezasłonięte okna, chcieli tylko spokoju. - Tutaj było tak cicho i przyjemnie, że poranki spędzaliśmy na balkonie – opowiada Monika o życiu na rybnickim osiedlu.
Nic nie zapowiadało, by wkrótce coś miało się zmienić. -Powinniśmy się domyślić, że atrakcyjna cena wynajmu mieszkania a przy tym lokalizacja bloku w spokojnej okolicy może nieść za sobą jakąś niespodziankę – komentuje chłopak Moniki i dodaje, że właściciele wspominali coś o nieprzyjemnym sąsiedztwie.
Jak podczas każdej przeprowadzki liczył się jednak czas. - Szkoda mi było urlopu, bo do przewiezienia mieliśmy tylko kilka rzeczy – dodaje życiowy towarzysz dwudziestoczterolatki.
Pierwsze spotkanie z nieprzyjemnymi sąsiadami? Próbując wnieść lodówkę Monika i Marcin utknęli w drzwiach nowego mieszkania. - Jedynym rozwiązaniem było wykręcenie drzwi. Zapomniałem narzędzi w poprzednim mieszkaniu, więc o pomoc poprosiłem sąsiadów – ciągnie opowieść Marcin.
Zapukał. Drzwi otworzyła mu starsza kobieta. Wtedy zapytał, czy może pożyczyć śrubokręt. - Chwileczkę – odparła. Zamknęła drzwi, lecz za chwilę wróciła i wręczyła narzędzie zmęczonemu tragarzowi. W całej tej sytuacji nie było nic dziwnego poza zdaniem, które padło po zatrzaśnięciu drzwi: - Ciekawe czy oddadzą...? Na pewno nie...! - odpowiedział zaczepnie męski głos.
Dziś Marcin już wie, że to była zapowiedź prawdziwego koszmaru. - Nie mogę wyjść spokojnie z klatki. Kiedy wychodzi ta baba, cofam się w drzwiach – bulwersuje się Monika dodając, że na sąsiadkę nie ma sposobu.
Czym starsze małżeństwo tak irytuje pozostałych? Okazuje się, że ludzi terroryzuje ich mały, rozszczekany kundel, nad którym właściciele nie potrafią zapanować. Niestety małżeństwo nie robi sobie nic ze skarg pozostałych mieszkańców. - Nie z takimi jak wy już sobie radziłam – powtarza notorycznie właścicielka psa, reagując na uwagi lokatorów bloku.
- Pies wychodzi z mieszkania około piątej rano i zawsze szczeka pod naszymi drzwiami, jakby to robił specjalnie. Raz byłam świadkiem, jak ta mała bestia rzuciła się na dwóch chłopaków i raniła dotkliwie jednego z nich – mówi podniesionym tonem zaszczuta sąsiadka, Monika.
W reakcji na skandaliczne zachowanie pupila siwa staruszka pokiwała mu tylko palcem tak, jak się pokazuje niegrzecznemu dziecku, gdy coś nabroi i weszła do osiedlowego ogródka, zatrzaskując za sobą furtkę. - Pochłonięta plewieniem grządek nie widziała jak chłopak zwijał się z bólu - dodaje Marcin.
Nękani przez terrorystkę w filcowych kapciach i jej pupila lokatorzy bloku przy ul. Sławików mają już dosyć. Kobieta zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie działo. Uporczywie twierdzi, że agresja kundla powodowana jest złym traktowaniem go przez pozostałych mieszkańców osiedla.
- Trzeba było go przekupić kiełbaską, to by nie atakował – tego typu odpowiedzi słyszą nękani sąsiedzi próbując przywołać lokatorkę do porządku.
Próbowaliśmy skontaktować się z sąsiadami, jednak od afery z pogryzieniem przez psa są nieuchwytni.
(młyn)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |