Aktualności | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Dobry duch uprzejmie donosi
Dyżurny strażnik miejski codziennie odbiera mnóstwo telefonów od mieszkańców proszących o interwencje. Niektórzy z nich to stali rozmówcy, których łączy jedno - szczególna wrażliwość na porządek w mieście. Do tego stopnia, że montują w oknach kamery aby tylko udowodnić nieprawidłowości sąsiadów.
Rybnicka straż miejska otrzymuje prośby o interwencje od "stałych donosicieli", którym szczególnie zależy na utrzymaniu ładu i porządku w mieście. - Są osoby, które od lat zgłaszają nieprawidłowości. Swoją aktywność zaznaczają średnio raz w miesiącu – wyjaśnia rzecznik rybnickich strażników, Dawid Błatoń. Pozostali dzwonią lub piszą do czasu, aż dana sprawa się wyjaśni. Bywa, że po jakimś okresie znów dają o sobie znać.
Spora grupa zgłoszeń od „etatowych donosicieli” dotyczy zatargów sąsiedzkich. - Zadzwonił do nas mężczyzna z informacją, że jego sąsiad ma nieszczelny gnojownik. Popękany i niewybetonowany od spodu, przez co wszystkie nieczystości miały wypływać do gruntu. W wielu pismach przekonywał nas, że sąsiad robi mu na złość, bo specjalnie wyrzuca kości zwierzęce a nawet kurzą czaszkę, co jest jego zdaniem obrzydliwe i naganne – wspomina rzecznik. Strażnicy, którzy przeprowadzili kontrole posesji sąsiada, znaleźli jakieś uchybienia i wypisali mu mandat. Okazało się jednak, że osoba zgłaszająca również miała swoje za uszami i funkcjonariusze także ukarali ją mandatem.
Zarzewiem kolejnego długotrwałego konfliktu między sąsiadami były śmieci, a dokładnie problem z możliwością dojazdu śmieciarki do posesji. Do jednej z działek prowadziła bowiem bardzo wąska i w dodatku grząska droga. Po opadach deszczu lub z zimie śmieciarka się zakopywała, więc właściciel posesji, żeby ułatwić pracę śmieciarzom, wystawiał kontenery ze śmieciami tak, żeby nie trzeba było wjeżdżać na feralną drogę. To nie spodobało się jego sąsiadowi, który twierdził, że kosze stoją pod jego bramą. - Konflikt trwał długo. Ostatecznie właściciel działki do której prowadziła wąska droga dogadał się z właścicielem innej posesji, że tam będzie wystawiał kontenery. Pewnego dnia ktoś wysypał śmieci z kubłów. Kto? Nie wiadomo – stwierdza rzecznik.
Wiele konfliktów dotyczy też kwestii służebności drogi, którą ustanawia się w sytuacji, gdy nieruchomość, której jesteśmy właścicielami, ma utrudniony dostęp do drogi publicznej lub nie ma go wcale. Wtedy możemy korzystać na przykład z drogi, która należy do sąsiada. - Dużo zgłoszeń w tym zakresie mamy w zimie – podkreśla Błatoń. Wtedy to sąsiedzi kłócą się o to, kto ma odśnieżyć tę drogę. - Często zimą mamy też do czynienia z telefonami, że jeden sąsiad odgarniał śnieg i usypał z niego kupkę pod czyjąś bramą - wyjaśnia rzecznik.
- Bardzo często pełnimy rolę rozjemców w konfliktach sąsiedzkich. Nie zawsze jednak mamy szansę być rozjemcami, bo wiele zgłoszeń jest anonimowych – podkreśla Błatoń.
Są też skrajne przypadki "pilnowania porządku" przez mieszkańców. Na przykład wtedy, gdy ktoś montuje kamerę za oknem swojego mieszkania, by rejestrować nieprawidłowości, których dopuszczają się inni. - Chodzi o zgłoszenia drogowe. Chociażby wtedy, gdy ktoś nieprawidłowo zaparkuje samochód – podkreśla rzecznik.
Bywają mieszkańcy, którzy nie wychodzą z domu bez aparatu. Kiedy inni wolą fotografować znajomych czy przyrodę, oni lubują się w uwiecznianiu źle zaparkowanych samochodów czy dziur w drogach i chodnikach.
Niektórzy z kolei na bieżąco informują o zauważonych uchybieniach, co znacznie ułatwia pracę strażnikom. - Mamy przyjaciela naszego miasta, który ma pseudonim "Dobry duch" – podkreśla rzecznik. - Niedawno napisał do nas, że zauważył w ulicy zamiast żeliwnej kraty betonową płytę z otworami. Stwierdził, że płyta już się sypie i stanowi zagrożenie dla ruchu pieszych i ruchu pojazdów. To było w okresie, kiedy tą ulicą miała przejść procesja Bożego Ciała – wspomina rzecznik.
Straż miejska podziękowała mailowo "Dobremu duchowi". Dodała, że liczy na dalszą współpracę. Na efekty nie trzeba było długo czekać. - "Dobry duch" poinformował nas chociażby o tym, że przy ulicy Kotucza znaki są niewidoczne przez zarośnięte drzewa – chwali postawę mieszkańca rzecznik i dodaje, że jego maile to przykłady pozytywnych zgłoszeń. - Wiele telefonów i maili w znacznej mierze ułatwia nam życie. My często nie możemy wiedzieć o tym, co na przykład dzieje się w lesie, że powstało tam dzikie wysypisko śmieci – tłumaczy rzecznik i dodaje, że straż miejska przyjmuje wszystkie zgłoszenia i natychmiast na nie reaguje.
(m)
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |