Sport | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Nie przesadzajmy z piłką nożną
O zarażaniu sportową pasją najmłodszych, niesprawiedliwym hołubieniu piłki nożnej, dopingu w sporcie oraz kondycji polskiej lekkoatletyki rozmawiamy z Jackiem Wszołą, mistrzem olimpijskim z Montrealu.
Czy często bierze pan udział w spotkaniach z młodzieżą?
Tak, dość często i to przy różnych okazjach i na różnym etapie edukacyjnym młodzieży. Począwszy od gimnazjum po szkoły sportowe oraz kluby młodzieżowe. Pojawiam się w różnych regionach Polski przy okazji zawodów a jest naprawdę mnóstwo takich okazji.
Pytam o to ponieważ młodzież coraz mniej interesuje się sportem zwłaszcza w sposób czynny. Co można zrobić aby oderwać dzieci od komputerów i zainteresować aktywnością fizyczną?
Pewnych rzeczy nie da się zmienić, ale oczywiście od najmłodszych lat musimy starać się wpoić dzieciom, że ruch to rozwój. Kultura fizyczna to dział edukacji, to nie jest jakiś sztuczny wymysł. Od starożytnej Grecji nauka szła w parze z ruchem z ćwiczeniami fizycznymi i tym nie muszą sterować rządzący, elity władzy i politycy to powinna realizować każda szkoła. Każda szkoła i każdy rodzic, który zaniedba edukację kultury fizycznej bierze na siebie odpowiedzialność za zaniedbanie rozwoju fizycznego dziecka.
Jak ocenia pan rodziców, czy my Polacy potrafimy zachęcić nasze dzieci do sportu? Czy dajemy im dobry przykład?
Od połowy lat ’80 nastąpiła zapaść na linii wychowanie fizyczne i sport w ogóle, systemowo. Przestano realizować zajęcia pozalekcyjne albo bardzo je ograniczono. Powszechne stało się z byle powodu zwalnianie dzieci z zajęć w-fu. Przyjęto taki stan rzeczy jako normę, jako coś co w niczym nie przeszkadza… A przeszkadza bardzo. Od tej pory rodzice którzy nie byli edukowani, że sport jest bardzo ważny, równie ważny jak matematyka czy język polski nie wiedzą co to jest kultura fizyczna i przez to nie potrafią przekazać jej dalej. Moje dzieci mają szczęście, bo mają ojca zawodowego sportowca, ale inne dzieci tego szczęścia nie miały i ich dzieci też nie przekażą co to jest kultura fizyczna. Niestety bardzo często w-f jest nadal marginalizowany, na w-fie odbywają się inne przedmioty i tym podobne historie. Wszyscy muszą mieć świadomość, że na przykład zwolnienie dziecka z w-fu, to jest jakby wzięcie na siebie odpowiedzialność za otyłość a nawet za zawał czy nadciśnienie swojego dziecka. Człowiek rozwija się w ruchu, nie w bezczynności.
Czy podczas zajęć w-fu nauczyciele zwracają wystarczającą uwagę na potencjał dziecka, czy wyłapują być może przyszłe talenty?
Kiedyś w setkach szkół w Polsce na lekcjach w-fu a szczególnie na SKS-ach łowiło się talenty, czyli z w-fu wybierało się wyróżniającą się młodzież i pomagano im w szybszym rozwoju, w kształceniu tej sfery, która daję szanse na sport zawodowy. Dziś co roku pół miliona dzieciaków idzie do szkoły… Gdyby ktoś władny pomyślał - wróćmy na ziemię, wróćmy do szkoły, wróćmy do grupy docelowej, stałej, zasilanej co roku przez kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. Trzymając się statystyki, może 0,001 procenta będzie mistrzami olimpijskimi. Jeśli mamy do dyspozycji grupę 10 tys., możemy w ogóle tego nie osiągnąć, bo to mieści się w granicy błędu statystycznego. Ale jak grupa ma pół miliona, szansa jest większa. Taka jest recepta na powszechny sport. Nie mówię tu o błahej liczbie. Mamy ogromną liczbę ludzi, która po pierwsze powinna mieć obowiązkowy w-f realizowany absolutnie bez żadnych wyjątków, chyba że mówimy o naprawdę ciężkich schorzeniach. A po drugie nie możemy odbierać sobie szansy wyłowienia tysięcy uzdolnionych młodych ludzi, pokazania im czym jest sport i dania im szansy go uprawiania. Poszukiwanie sukcesów musi być związane z działaniem w tym kierunku. Powtórzę to jeszcze raz duża odpowiedzialność spoczywa również na rodzicach nie wypisujmy naszym dzieciom zwolnień z w-fu z błahych powodów, nie uczmy ich że sport jest nieważny, że jest tylko nieobowiązkowy dodatkiem.
Wyjeżdżając do naszych najbliższych sąsiadów, zaledwie do Czech można zaobserwować inną mentalność ludzi. Dlaczego tam w niedzielę całe rodziny jeżdżą na rolkach, pływają bądź uprawiają szereg innych sportów a u nas panuje moda na niedzielne spacery do supermarketów?
Kapitalny przykład. My trochę śmiejemy się z Czechów i to zupełnie nie słusznie. Praga w sobotę, w niedzielę jest niemal wymarłym miastem. W weekend jak jest pogoda a nawet jak jej nie ma w mieście są sami turyści. Wszyscy są na zajęciach rekreacyjnych. Rowery, rolki, Bóg wie co jeszcze… Myślę, że jest to po prostu inna mentalność ludzi, zachłyśnięcie się innymi priorytetami. U nas ludzie przyzwyczajeni są do chwilowych zrywów sportowych. Zbliża się wiosna i wtedy wszędzie słyszymy zadbaj o siebie, zrzuć parę kilogramów przed latem, ale to nie o to chodzi. Zadbanie o siebie i ruch to nie jest akcja to musi być codzienność, taka higiena. Nikt sobie nie wyobraża nie umyć zębów, ale czemu trzy razy w tygodniu nie pójdziemy poćwiczyć, tego nie wiem.
Czy nasze podejście do sportu może się jeszcze zmienić?
Mam nadzieję, że się zmieni. Tylko najpierw musi się zmienić właśnie nasza mentalność, priorytety. Myślę, że jak zapomnimy o szybkim bogaceniu się i robieniu kariery za wszelka cenę to zaczniemy zwracać uwagę na nasze zdrowie. Ja jestem dobrej myśli.
Przejdźmy teraz do zawodowych sportowców. Dlaczego brakuje nam sukcesów w lekkoatletyce, dlaczego występy polaków na mistrzostwach świata były takie słabe, wyłącznie jeden zloty medal…
Tak, zgadzam się, te mistrzostwa świata nie należą do udanych, ale generalnie to nie jest regres, to nie jest zapaść. Po prostu parę startów nie wyszło, ale za to wyszły starty niespodziewane. Mówię tutaj o Pawle Wojciechowskim. Ja liczyłem na niego, bo on przewodził listą światowym, ale nie miał doświadczenia na tak ogromnej imprezie, jednak wygrał ją z czego się bardo cieszę. Mamy też pięć czwartych miejsc, miejsca szóste i to w takich konkurencjach, które nie są domeną nie tylko Polaków, ale ogólnie białych ludzi, jak na przykład 800 metrów. Także, nic się wielkiego nie stało.
Czy lekkoatletyka w Polsce przegrywa z piłką nożną, w której i tak nie odnosimy żadnych sukcesów?
Jest tylko i wyłącznie tego jedna przyczyna. Na mecze piłkarskie nawet czwartej ligi przychodzi garstka ludzi a na lekkoatletyce tej garstki nie ma. Jest to problem na całym świecie. Piłka nożna zajmuje mniej więcej 70% czasu antenowego a wszystkie pozostałe sporty resztę. W Polsce piłka nożna nie ma żadnych sukcesów. Poza tym nie można mówić, że coś jest najlepsze na świecie jeżeli nie możemy tego sprawdzić, czy na przykład nasz bramkarz jest najlepszy na świecie, czy siódmy, czy dwunasty… Tomek Majewski jak był dziesiąty na mistrzostwach świata, to spośród ludzi pchających kulę był dziesiąty. Czy to nie jest sukces…? Niech o tym powiedzą piłkarze, którzy nie wychodzą z grupy na żadnych imprezach rangi mistrzowskiej i między narodowej, także nie przesadzajmy z tą piłką nożną, w której nie odnosimy sukcesów i raczej odnosić nie będziemy. Czym się szczycimy w tym sporcie? Że zorganizujemy imprezę? Poziom umiejętności piłkarzy jest żenujący.
Dlaczego więc budujemy kolejne stadiony piłkarskie?
Tutaj akurat nie mam pretensji, bo technologicznie i infrastrukturalnie nie chcielibyśmy zostać z tyłu… i słusznie, ale nie ma żadnego powodu do dumy, mieć stadiony a nie mieć piłkarzy.
Teraz zadam pewnie pytanie, na które odpowiadał pan już nie raz. Co pan czuł po zdobyciu złota w Montrealu w 1976 roku?
Trudno to porównać do czegokolwiek. Wygrałem igrzyska olimpijskie, a start i sukces na nich jest marzeniem każdego sportowca. Było to uczucie spełnienia i zadowolenia, że plan się powiódł, a wszystko co chciałem zrealizować, udało się.
A czy uważa pan, że przez ostatnie afery dopingowe igrzyska straciły nieco na prestiżu?
Niestety, doping towarzyszy sportowi od wielu już lat. Jest to problem, z którym międzynarodowe władze lekkoatletyczne walczą, ale z różnym skutkiem. Coraz więcej jest takich przypadków, że wielcy sportowcy zostają przyłapani na dopingu. To trochę czyści środowisko. To dobrze. Wierzę, że inni zawodnicy nie muszą się czuć niczemu winni i kibicom też taka wiara musi towarzyszyć. Kiedy nie ma dowodów przestępstwa – bo jest to przestępstwo, Marion Jones trafiła przecież do więzienia – dopóki się tego komuś nie udowodni, to trzeba zakładać, że wszystko jest w porządku. Jesteśmy niestety zakładnikami sukcesu. To nie tylko zawodnicy, ale też media światowe chcą wyniku, chcą rekordów, koloru złota. Od tego chyba nie ma odwrotu, więc ludzie będą wszelkimi sposobami legalnymi i nielegalnymi starali się zaistnieć.
Co oprócz sportu sprawia panu przyjemność?
Przede wszystkim muzyka. Szczególnie jazzowa - niezwykle nastrojowa, relaksująca i wyciszająca. Nie słucham jej, gdy wokół mnie jest gwarno i tak naprawdę jestem myślami gdzie indziej. Gdy odpoczywam przy jazzie, potrzebuję ciszy i wtedy najgłębiej czuję jej niemal balsamiczne działanie. Moimi faworytami są dwaj znakomici jazzmani Keith Jarret i Jan Garbarek.
Rozmawiała Joanna Komaniecka
Jacek Wszoła ur. 30 grudnia z1956 w Warszawie. Polski skoczek wzwyż. Mistrz olimpijski z Montrealu w 1976 r. (wynik 2,25 m) i wicemistrz z Moskwy w 1980 r. (2,31). Halowy mistrz Europy oraz jedenastokrotny mistrz Polski. Rekordzista Europy (2,29) z 1976 r. oraz świata (2,35) z 1980 r. Po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego, w wieku niespełna 20 lat, został okrzyknięty „złotym dzieckiem z Montrealu”. Czterokrotnie odznaczony złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe i Krzyżem Kawalerskim OOP. Zdobywca nagrody „Złote Kolce” w roku olimpijskim 1976.
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |