Styl życia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Wywiad z The October Leaves - gwiazdą wieczoru tegorocznego Pożegnania Lata w Wodzisławiu Śląskim
The October Leaves to najprężniej rozwijający się rybnicki zespół. Uczestnik Young Talents Stage prestiżowego festiwalu Heineken Open`er Festivall. Na swoim koncie mają wiele koncertów i materiał w języku ojczystym jak i po angielsku. W związku z koncertem w Wodzisławiu, który odbędzie się 13 września opowiedzieli mam wiele ciekawych rzeczy o początku, inspiracjach i ostatnim albumie "Bardziej znani, wiecznie obcy".
Karol Praszelik: To może na początek zapytam Was jak się to wszystko zaczęło? Jaki był początek waszej muzycznej drogi?
The October Leaves: Początek był dość dawno. Kiedy mieliśmy ułatwiony dostęp do wszelkiego rodzaju winyli Czerwonych Gitar i innych podobnych zespołów, czyli klasyki polskiego Bigbitu lat 60-tych, 70-tych. To później zrodziło jakąś fascynacje grupą The Beatles. Jeszcze później, bo w wieku 13 lat kupiłem kasetę zespołu Oasis, pamiętam, że był to album "Be Here Now", który wybrałem całkiem przypadkowo, mając do wyboru także kilka poprzednich. Jednak wybór "Be Here Now" to było "to coś", słuchaniu tego albumu towarzyszył totalny szok. To było coś, co w późniejszym czasie zainspirowało nas do stworzenia swojego zespołu. A po zakupie tej kasety rozpoczęło się poszukiwanie dalszych inspiracji i kolejnych albumów Oasis, które dziś mamy już na półkach. No i oczywiście duży wpływ wywarły na nas także inne zespoły brytyjskiego rocka.
K.P: A kto stwierdził, że: "tak zakładamy zespół, będziemy grać to i to "?
Zespół: Powiem może nieskromnie, że zaczęło się ode mnie, co nie zmienia faktu, że wcześniej bardzo dużo graliśmy razem z bratem - we dwóch na gitarach. Wtedy jeszcze nie myśleliśmy poważnie o założeniu zespołu. Później nastało liceum, w pierwszej klasie nie było zbyt muzycznie, poza tym, że śpiewałem w chórze, w którym utrzymałem się zresztą do końca liceum. Kluczowym momentem był wyjazd warsztaty chóralne w drugiej klasie, kiedy to zaraziłem brytyjską gitarową muzyką kilku moich kolegów. A że był to czas wczesnej działalności zespołu Coldplay, toteż ich płyty braliśmy często na warsztat i rozkładaliśmy na czynniki pierwsze. Zapadło mam to mocno w głowie i z czasem wszystko zaowocowało stworzeniem zespołu. W pierwszym składzie grało z nami trzech kolegów, którzy też byli w tamtym czasie na wspomnianych warsztatach.
K.P: Twój brat Kamil, od początku śpiewał z wami?
Zespół: Jakiś czas po powrocie z tych warsztatów powiedziałem mu, że próbujemy założyć zespół. Z uwagi na to, że wiedziałem jak on śpiewa i wiedziałem, że umie to robić, zaproponowałem mu funkcję wokalisty. Z czasem okazało się, że to my jesteśmy trzonem, a pozostała trójka chłopaków "wykruszyła się". Teraz gramy już w innym składzie niż na początku, jednak z ludźmi o większej pasji i ciągle jesteśmy wierni swoim muzycznym ideałom.
K.P: Czyli inspiracje to Oasis, Coldplay?
Zespół: Dodałbym jeszcze takie zespoły jak Travis, Blur, Charlatans, Shed Seven i wiele innych.
Czyli cała klasyka brytyjskiego grania, której nie zawsze u nas w kraju dało się posłuchać. Ale nie chcemy oczywiście szufladkować się. Powiem szczerze, rzadko wymieniamy Oasis jako główną ze swoich inspiracji. Robimy to dość niechętnie, w myśl zasady, o której gdzieś przeczytałem, w jakiejś angielskiej gazecie, która mówi, że każda młoda grupa (pytana o inspiracje) wymieni tysiąc nazw zespołów oprócz nazwy tego, z którego najbardziej zrzyna (śmiech). Ale i tak dużo ludzi nas szufladkuje. Inaczej jesteśmy odbierani za granicą, inaczej w kraju.
K.P: Co powiecie o aktualnym odbiorze muzyki w społeczeństwie?
Zespół: Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że przez to, że aktualnie ogólna edukacja muzyczna w Polsce przez brak większej ilości wartościowych rozgłośni radiowych i brak prawdziwej muzyki w muzycznych telewizjach , trochę kuleje. Stacje niejako same to potwierdzają, chociażby jeden z spotów takiej telewizji, dobitnie mówi "gramy programy", nie muzykę. Dlatego uważam, że to jest bardzo krzywdzące dla tej ogólnej, masowej edukacji muzycznej. Przez to już nie pamiętam zespołu, który zrobiłby większą karierę i nie był kojarzony z jakimś talent show. Czy taki zespół idąc do podobnego programu gra lepiej niż zanim pojawił się w telewizji? Lepiej byłoby, gdyby zespoły mogły w pierwszej kolejności zaistnieć głównie przez swoją muzykę, a później zyskiwać tę dodatkową promocję.
K.P: Trochę zapewne jest tak że ludzie co raz mniej umieją i chcą zachwycać się muzyką, widzieć te "smaczki", wartości melodii i przesłania.
Zespół: Nie dziwie się. Kiedyś, nie tak dawno, w Rybniku działała Rybnicka Amatorska Scena Muzyczna, zrzeszająca wiele różnych zespołów grających bardzo różnorodnie. My też tam byliśmy. Na początku wszyscy się z nas śmiali. Że gramy coś co jest odgrzewanym kotletem. W regionalnym undergroundzie królowały ciężkie, metalowe brzmienia. Teraz tak trochę z uśmiechem na twarzy patrzę na to wszystko wstecz. Bo z tych wszystkich zespołów które są na stronie RASM, do dziś działamy bodajże tylko my i parę nielicznych grup. Zapewne wiele z tych zespołów się rozpadło lub ludzie postawili na pracę w jakichś firmach i do gitar wracają tylko od święta, lub podziwiają je na ścianie.
K.P: W waszej rodzinie muzyka była od zawsze?
Zespół: Tak. U nas najbardziej muzykalny był tata, który także był wielkim fanem bigbitu w czasach swojej młodości. Oprócz tego skończył szkołę muzyczną w klasie gitary klasycznej i pewnie chciał zostać zawodowym muzykiem. Został jednak zniechęcony do pójścia tą drogą dalej przez "życzliwych ludzi", którzy nakłonili go do zdobycia "normalnego" zawodu. Został inżynierem górnikiem, a dziś gra głównie na imprezach, w gronie rodziny czy znajomych. To jednak przede wszystkim tata zaraził nas muzyką w ogóle. Z kolei u chłopców z zespołu - Kamila i Piotra, rodzice raczej nie byli zbytnio muzyczni. Zatem tym bardziej jestem pełen podziwu, że chłopakom nadal się chce! My od najmłodszych lat przesiąkaliśmy dźwiękami, było to uwarunkowane rodzinnie i dość mocno zakorzenione. Oni mieli z pewnością cięższą przeprawę, by przekonać rodziców do zakupu instrumentów i wspierania ich "zachcianek", a jednak pasja zwyciężyła. Tym większy podziw dla nich, bo przecież z pewnością mogli wybrać inny sposób na życie.
K.P: Czemu The October Leaves?
Zespół: To jest moje ulubione pytanie (śmiech). Nie wiem, może pominę odpowiedź? Wynika to przede wszystkim z tego, że sam pomysł założenia zespołu zrodził się w końcówce października. Ta nazwa stanowi swoistą grę słów. October Leaves może znaczyć dosłownie październikowe liście, lub bardziej poetycko "październik odchodzi". A "The" przed nazwą wypada mieć, więc jest. Historia pokazała, że niemal każdy porządny zespół musi mieć przed nazwą "the".
K.P: Czy ta nazwa rzutuje jakoś na waszą twórczość? Ma ona taki liryczny charakter więc czy wy z tą liryką się uosabiacie?
Zespół: Ja ostatnio stwierdziłem, że nie potrafię pisać wesołych piosenek.
K.P: A miałem się spytać kto pisze?
Zespół: Ostatnio, będąc na wakacjach, rozmawiałem z kolegą, który jest perkusistą w innym rybnickim zespole. Żaliłem mu się, że nie jestem w stanie pisać pozytywnych piosenek. Może dlatego, że dla mnie muzyka, pisanie tekstów, czy komponowanie jest takim oczyszczaniem się z emocji, a z reguły chcemy się oczyszczać z negatywnych bo te dobre warto zatrzymać dla siebie. Dlatego wydaje mi się, że wszystkie negatywne rzeczy, które tłumię w sobie lub które mnie bolą, jestem w stanie przelać na papier. Problem mam z tymi pozytywnymi. Nie wiem dlaczego. Tym sposobem większość tekstów na poprzednią płytę, prawie całą, napisałem kiedy byłem na bezrobociu.
K.P: A skąd nazwa ostatniego albumu - "Bardziej znani, wiecznie obcy" ?
Zespół: Ja odbieram to tak. Pomimo tego, że cały czas się rozwijamy, staramy się pisać co raz to lepsze piosenki, być co raz lepsi technicznie, co raz więcej mamy sprzętu i koncertów i w tym rozwoju stajemy się z kroku na kroku lepszym zespołem to jednak jesteśmy cały czas obcy tzn. bardziej znani, ale wiecznie obcy. Można powiedzieć też, że przekłada się to na publikacje naszych utworów w regionalnych radiach w całej Polsce. Bo zdarza się że lecimy w takich radiach po kilka razy i zbieramy cały czas lepsze opinie. Jest też co raz to więcej informacji o nas, lecz mimo to nie zawsze przekłada się to tak bardzo na popularność i świadomość naszej muzyki wśród szerokiej publiczności, a raczej nie przekładało bo teraz co raz bardziej się przekłada i to nas cieszy, i to trzeba podkreślić. Jest tak , że jakiś kawałek poleci w radiu i jest on po prostu fajny i tyle.
K.P: Czego możemy się po was spodziewać 13 września.
Zespół: Na pewno tego, że damy z siebie absolutnie wszystko i zagramy tak jak na płycie.
Nie lubię chodzić na koncerty zespołów, które mają mega wyprodukowane płyty, a na koncercie nie można nawet pośpiewać z wokalistą bo na przykład nie umie tego zaśpiewać. Bardzo cenie sobie szczerość w muzyce i tą szczerość zaprezentujemy wam w Wodzisławiu. Z resztą bardzo się cieszymy, że możemy tu u was wystąpić. Zapraszamy serdecznie.
K.P: Dzięki wielkie.
Zespół: Bardzo dziękujemy.
Z przedstawicielami zespołu The October Leaves: Szymonem i Kamilem Bartkowiakiem rozmawiał Karol Praszelik.
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |