Historia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Wielkie posuchy w naszym regionie
Na przestrzeni ostatniego tysiąclecia klimat Śląska ulegał znacznym wahaniom. Po okresach ochłodzenia przychodziły lata ciepłe. Ich negatywnym efektem były częste naloty szarańczy wędrownej. Źródła wzmiankują o wyschniętych rzekach i żniwach kończonych w... czerwcu.
Na przestrzeni ostatniego tysiąclecia klimat Śląska ulegał znacznym wahaniom. Po okresach ochłodzenia przychodziły lata ciepłe. Ich negatywnym efektem były częste naloty szarańczy wędrownej (Locusta migrationa). Owad ten, rzadko dziś spotykany w naszej strefie klimatycznej, niemiłosiernie pustoszył uprawy. Dał się we znaki w Raciborzu już w 1339 r. „Po 25 lipca przechodziła szarańcza nad miastem Raciborzem, także zaciemniła słońce, jakby wielka chmura, a było jej tak przeogromne mnóstwo, że olbrzymie straty uczyniła w zbożu i drzewostanie”. Ta notatka anonimowego skryby z grona kanoników raciborskich, zawarta w Roczniku raciborskim II, nie pozostawia żadnych złudzeń. Raciborzanie byli świadkami wyjątkowo groźnej inwazji, przez współczesnych wręcz niewyobrażalnej.
Locusta migrationa musiała się zresztą dać we znaki nie raz, skoro w 1488 r., opisując rujnujące przemarsze wojsk króla węgierskiego przez Śląsk, kanonicy odnotowali: „(…) rozproszył swoich żołnierzy, którzy zapełnili ziemię niby szarańcza, wszystko niszcząc i pochłaniając dorobek ludzi, najwięcej w księstwie opolskim i na Górnym Śląsku”. Widać, że watahy zbrojnych kojarzyły im się nieodparcie z żarłocznym owadem, zdolnym zjeść 30 razy więcej niż sam waży.
Informacje o szarańczach pojawiły się gęsto w źródłach XVIII- i XIX-wiecznych. Nalot z 1749 r. był szczególnie dotkliwy w skutkach. Interesującą wzmiankę źródłową na ten temat naniósł do kościelnej księgi zmarłych miasteczka Sudzice (dziś Czechy) Vilem Golombek, rektor tamtejszej szkoły i organista. „Anno 1749, dnia 5 septembris (września), co było w piątek przed uroczystością narodzenia błogosławionej Panny Marii, około godziny pierwszej po południu, przyleciało wielkie mnóstwo szarańczy a najwięcej usiadło na polach i łąkach w Pietraszynie [dziś gmina Krzanowice], miejscami na grubość ćwierci łokcia. Na polach sudzickich od Pietraszyna aż do tego dołu za krzyżem, usiadło jej tyle aż ziemia była czarna. Od tego dołu aż po pański folwark nie było jej widać tak dużo. Pańską łąkę za Pietraszynem zżarła aż do gołej ziemi, a także pół sudzickiej łąki gminnej od Pietraszyna. Kiedy leciała od Pietrowic Wielkich i od samborowickiego łęgu zdawało się, jak gdyby gnał czarny obłok albo jakiś gęsty dym. Dzwoniono przeciwko niej wszystkimi dzwonami. A pozostawała tutaj aż do następnego dnia, mianowicie 6 septembra, około godziny jedenastej przed południem jedna kupa od Pietrowic Wielkich zaczęła się obracać ku Pietraszynowi, wokół której zbierały się wszystkie inne i leciały przez pola; a również od Krzanowic, Strachowic i od Kuchelnej także mnóstwo jej leciało przez Sudice, że ledwo słońce można było przez nie zobaczyć. Następnie leciała szeroko za Strebon (Trzeboń), Ściborzyce, Kobierzyce, Niemczyce i Rozumice, aż znowu o swoje gospodarstwa i spokój obawiano się wokół Nasiedla, Ludźmierza i Jakubowic. Jedne od drugich można było odróżniać, niektóre były brunatne, niektóre zielone, niektóre żółte, a inne zaś czarne”.
Naukowcy ustalili, że do Europy dolatywały trzy gatunki szarańczy: wędrowna, czyli wspomniana locusta migrationa, wszystkożerna (schistocerca gregaria) a nawet marokańska (dociostaurus maroccanus). Naloty na Czechy, Polskę, Śląsk, Austrię i Niemcy były głównie dziełem szarańczy wędrownej. Współcześnie obszary Europy Środkowo-Wschodniej nie stwarzają już temu owadowi należytych warunków potrzebnych do rozwoju, ale niewykluczone, że w przyszłości efektem ocieplania się klimatu mogą być migracje na północ jego krewniaków, plądrujących dziś uprawy na Bliskim Wschodzie.
Nasz klimat stworzył natomiast dobre warunki do bytowania innego szkodnika – szrotówka kasztanowcowiaczka (Cameraria ohridella). To motyl z rodziny kibitnikowatych (Gracillariidae), który nie ma naturalnego wroga, a efekty jego żerowania doskonale widać w Raciborzu. Jest odpowiedzialny za niszczenie liści kasztanowców. Opisano go po raz pierwszy w Macedonii w 1985. Szybko migrował na Północ. W 1989 r. był w Austrii, w 1993 r. w Czechach, Słowacji, Włoszech i Francji, w 1998 r. w Polsce, a w 2002 r. w reszcie Europy za wyjątkiem Skandynawii. Nie ma skutecznej metody jego eliminowania.
Przypadki posuchy na Śląsku w latach 1450-1586 (wybrane przypadki)
1455 – brak deszczu przez 16 tygodni, w czerwcu, lipcu i sierpniu w wielu miejscach na Odrze widoczny suchy piasek, poświadczone przypadki całkowitego wyschnięcia rzeki.
1469 – stan Odry był tak niski, że od lata do jesieni można ją było przejść.
1473 – 24 lutego zakwitły fiołki, a między 14 a 21 marca wszystkie drzewa, potem nastąpiła katastrofalna posucha. Deszcze nie padały od 4 kwietnia do 24 sierpnia, następnie dwie ulewy 22 i 23 września i znów susza do 11 listopada. Wyschły prawie wszystkie śląskie rzeki z wyjątkiem Odry, Nysy i Bobrawy, które jednak można było swobodnie przejść. Po łagodnej zimie rok 1474 upłynął znów pod znakiem suszy.
1479 – sucha wiosna, brak śniegu i deszczu od 22 lutego do 12 maja, skutkiem była inwazja gąsienic, które zniszczyły drzewa owocowe.
1532 – brak deszczu latem przez siedem tygodni.
1534 – susza na Śląsku do Świąt Wielkanocy do 24 sierpnia, „powysychały wszystkie wody”.
1536 – gorąca wiosna, żniwa na Śląsku trwały do końca czerwca.
1540 – ponoć sześć miesięcy bez deszczu, koryto Odry „porosło zielenią”.
Źródło: Antoni Walawender, Kronika klęsk elementarnych w Polsce i w krajach sąsiednich w latach 1450-1586. I. Zjawiska meteorologiczne i pomory (z wykresami), Lwów 1932.
W źródłach odnotowano szereg ekstremalnie ciepłych roczników. W 1420 r. w Raciborskiem było „stałe” lato, przez co można rozumieć okres długotrwałych upałów. W 1473 r. przyszła tak wielka susza, że wyschły wszystkie stawy i zabrakło ryb, ale udały się uprawy zbóż i zebrano sporo winorośli. Te ostatnie, jak dowodzą badania botaników nad odnajdywanymi w ziemi szczątkami roślin, były często uprawiane w okolicach Raciborza. Rzecz jasna tylko w tzw. latach ciepłych.
Pozostaje dyskusyjne, czy taka właśnie wystarczająco ciepła była końcówka XVIII w. Wtedy to, w 1789 r., mnisi cysterscy z klasztoru w Rudach założyli winnicę w pobliskich Zwonowicach (dziś powiat rybnicki). Miejsce to, z widocznymi charakterystycznymi tarasami po uprawie winorośli, zwie się dziś Winną Górą (przed wojną Weinberg). Dodajmy, że ta jedyna klasztorna plantacja, nad którą nadzór pełnił o. Wawrzyniec Frysztacki, a po nim sprowadzony z Niemiec specjalista o nazwisku Preniger, dawała niewielki plon. Pozwalała wyprodukować raptem 66 wiader szlachetnego napitku (jedno mieściło blisko 75 litrów). Wieść głosi, że mnisi nie byli przekonani do zasadności przedsięwzięcia, ale upierał się przy nim dwór w Berlinie. Ówczesny monarcha Prus, chcący zapewnić swojemu państwu samowystarczalność, eksperymentował z różnymi rodzajami produkcji roślinnej. Liczył, że poza okolicami Zielonej Góry również dorzecze górnej Odry stanie się winnym zagłębiem. Niestety nic z tego nie wyszło. Najprawdopodobniej wskutek zbyt chłodnego jednak klimatu i za dużych w tej sytuacji kosztów produkcji „na siłę”, cystersi zaniechali dalszej uprawy winorośli, bazując odtąd jedynie na dobrych winach importowanych.
Tropem pruskiego monarchy poszły natomiast w latach 50. XX w. władze PRL-u. Zwiedzione serią ciepłych podówczas okresów wiosenno-letnich, zdecydowały o eksperymentalnej uprawie ryżu przy Łężczoku w Markowicach. Pomysł opiewała ówczesna prasa rolnicza. Niestety, nie uzyskano żadnych plonów, bo rośliny zwiędły wskutek niespodziewanych przymrozków.
Obydwa przykłady dowodzą, że ze zmian klimatu w krótkim okresie nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Potrzebna do tego jest dłuższa perspektywa, ale i ona, jak się okazuje, może zapędzić w kozi róg. Oparte o analizę wzmianek kronikarskich badania znakomitego czeskiego klimatologa Jerzego Swobody przekonują, że okresy ocieplenia miały różną długość i były nagle przerywane ochłodzeniem klimatu. Tak na przykład po ociepleniu z lat 1060-1100 przyszły niespodziewanie trwające aż trzydzieści lat ciężkie zimy.
Następne cykle zamykały się w następujących okresach:
- silne ocieplenie 1130-1180
- ochłodzenie 1180-1310
- znaczące ocieplenie 1310-1400
- wyjątkowo chłodne zimy 1400-1440
- trwające aż sto lat ocieplenie 1440-1540 (w 1540 r. w Raciborzu wyschło koryto Odry)
- ochłodzenie 1540-1590
- ocieplenie 1590-1630
- ochłodzenie 1630-1660 (w l. 1654-1655 zamarzł Bałtyk)
- ocieplenie 1660-1690
- długotrwałe ochłodzenie 1690-1770 z zimą tysiąclecia 1739/1740 i mrozami w Syrii w 1741/1742
- krótkie ocieplenie 1740-1760 (Śląsk, w tym ziemię raciborską intensywnie atakowały szarańcze)
- ponowne ochłodzenie z l. 1760-1770.
Z końcem XVIII w. i w XIX w. pojawiły się coraz precyzyjniejsze opisy susz. Kilka takich dramatycznych informacji dotyczy ziemi raciborskiej. Nieraz wzbogacane są danymi o innych zjawiskach. I tak w 1783 r., po długotrwałej suszy, oczom raciborzan ukazał się obłok dymu, który szerzył się przez całą Europę. „Słońce wydawało się czerwone i bez blasku, tak że można było je w południe gołym okiem oglądać. Dymu tego nie rozpędził ani deszcz ani wiatr”. Dziś wiadomo, że był to potężny wybuch wulkanu Laki (Lakagigar) na Islandii, a dokładnie na południowo – zachodnim krańcu lodowca Vatnajökull.
W 1858 r. przyszła kolejna susza. „Przez cały kwiecień w Raciborzu nie spadła ani jedna kropla deszczu. Dla braku wody sprzedawano bydło za bezcen; krowy, które przedtem sprzedawano po 35 do 40 talarów, spadły w cenie na 20 a nawet 18 talarów. Jęczmień, owies, kapusta, wszystko powysychało; nie trzeba było kosy, bo kłosy można było ręką wyrywać. Codzień widzieć było można procesye, zdążające do kościoła na Ostrogu, celem wybłagania deszczu u Pana Boga. Szły więc procesye z Raszczyc, Markowic, Brzezia, Babic, Pogrzebieni, Bieńkowic, Wojnowic, Starejwsi, Rudnika, Pawłowa i wielu innych miejscowości, aby tylko błagać Boga o deszcz. Serce się ściskało w owym czasie na widok tyle nędzy. Dopiero 29 lipca ulitował się Pan Bóg i orzeźwił rolę pierwszym deszczem” - pisał Franciszek Godula w Historyi Raciborza i okolicy (1912).
W 1863 r. „źródła i potoki straciły wodę, a łąki dały mało siana, przez co powstał niedostatek paszy”. 23 VIII 1876 r. stan Odry w Raciborzu wyniósł zaledwie 42 cm. Powodem były długotrwałe upały w całym jej dorzeczu.
Grzegorz Wawoczny
Zobacz film |
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |