Historia | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
Przeklęte miasto Lubom
Tropem śląskich legend. Na podwórzu dominialnem w Łubowicach w powiecie raciborskim powstała przedwczoraj nagle skutek zapadnięcia się ziemi dziura na 40 metrów głęboka i trzy do czterech metrów szeroka. (...) Ludzie mówią, iż w miejscu tem ma się znajdować głęboko ganek podziemny...
„Cesarz austryacki rozporządził, ażeby ów zamek Meyerling, w którym to zastrzelił się syn jego, zamieniono na klasztor i oddano siostrom Karmelitankom” – można było przeczytać na pierwszej stronie Nowin Raciborskich z 13 kwietnia 1889 roku, pośród szeregu bardziej lub mniej ważnych informacji z salonów politycznych ówczesnej Europy. Na trzeciej stronie tegoż wydania, w stałej rubryce depeszowej z „Z blizka i z daleka”, redaktorzy pisma zamieścili intrygującą wzmiankę tej oto treści: „Na podwórzu dominialnem w Łubowicach w powiecie raciborskim powstała przedwczoraj nagle skutek zapadnięcia się ziemi dziura na 40 metrów głęboka i trzy do czterech metrów szeroka. Co nagłe to zapadnięcie się ziemi spowodować mogło, dotąd nie wiadomo. Ludzie mówią, iż w miejscu tem ma się znajdować głęboko ganek podziemny. O mało co nie zapadł się wraz z ziemią parobek, który właśnie na tem miejscu stał z parą wołów”.
Prasowa notka, odkryta przy okazji kwerendy archiwalnych numerów Nowin Raciborskich, już w 1889 roku wzbudziła zapewne sporo poruszenia wśród amatorów poszukiwania skarbów. W latach 70. XIX w., niejaki oberlejtnant Steckel, badacz amator z Raciborza, natrafił w Łubowicach na przedmioty z epoki brązu. Po nim szukali tu szczęścia inni domorośli odkrywcy tajemnic przeszłości. W 1928 roku miejscem tym zainteresował się świat nauki. Niemieccy archeologowie odkryli tu cmentarzysko ciałopalne.
Swoją sławę, przypieczętowaną notkami w prestiżowych encyklopediach prehistorii świata, zawdzięczają jednak Łubowice prowadzonym już kilkadziesiąt lat pracom polskich badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ostatnio pod kierunkiem wytrawnego znawcy, prof. Jana Chochorowskiego, sławnego odkrywcy wielkiego kurhana ryżanowskiego na Ukrainie. Dzięki nim wiemy już dziś, że na przełomie epok brązu i żelaza (IX-VII w. przed Chrystusem) znajdował się tu ogromny gród kultury łużyckiej, największy znany tego typu obiekt w Polsce. Zajmował powierzchnię 25 ha, a dostępu do niego broniły ogromne obwałowania mające u podstawy aż 12 m szerokości. W okresach najazdów dawały schronienie nawet tysiącu osób, miejscowych rolników, pasterzy i rzemieślników, handlujących swoimi wyrobami z kupcami rzymskimi podążającymi przez Bramę Morawską, wzdłuż Odry nad Bałtyk. Tu też rezydował lokalny władca. Całe to imperium upadło w I poł. VI w. Nie oparło się najazdowi watahy koczowników z czarnomorskich stepów.
Do XIV wieku, kiedy to współczesne Łubowice po raz pierwszy pojawiają się na kartach pergaminowych dokumentów jako wieś należąca do księcia raciborskiego, czas zatarł ślady po pradziejowych mieszkańcach ogromnego grodu. Dziś jednak, patrząc na poczynania krakowskich archeologów, łubowiczanie wierzą, że w końcu badacze natrafią na ślady zaginionego miasta Lubom. Jak bowiem głosi miejscowa tradycja, dawno, dawno temu na miejscu Łubowic stało bogate miasto, którego wieże górowały nad doliną Odry. Potomkowie zaradnych przodków stali się z czasem leniwi i gnuśni. Bogactwo roztrwonili, a strach przed biedą popchnął ich do rozbójnictwa. Napadali płynące Odrą statki i ukrywali zdobyte skarby w głębokich piwnicach. A gdy tych zabrakło, drążyli w łubowickim wzgórzu coraz głębsze korytarze, tak niefrasobliwie, że miasto w końcu zapadło się pod ziemię, kryjąc ciała zuchwalców i ich kosztowności, a pamięć o nich okrywając klątwą. Ponoć co sto lat Lubom wynurza się spod ziemi, czekając na swojego wybawcę. Młodzieńcowi objawia się wówczas tajemnicza dama, która każe mu stać spokojnie w obliczu ogromnej, ognistej kuli, która stacza się ze wzgórza. Jak dotąd nikt nie przeszedł pomyślnie tej próby.
Być może kiedyś archeologowie natrafią na ślady przeklętego miasta Lubom. Wspomniana na początku notka z 1889 roku jest dowodem, że legenda o Lubomie może mieć w sobie ziarenko prawdy. Mieszkańcy mają w pamięci relacje ich dziadów, którzy co rusz natrafiali przy budowie swoich domów na głębokie lochy. Wierzą, że z miejscowego zamku, w którym przyszedł na świat poeta Joseph von Eichendorff, ciągną się podziemne lochy do okolicznych wsi. Do dziś wspomina się tu również psa, który wpuszczony w 19. stuleciu do labiryntu podziemi biegał po nich przez trzy dni, z czasem wyjąc z przerażenia, kiedy nie mógł znaleźć drogi powrotnej.
Grzegorz Wawoczny
Zobacz film |
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |