Patrol24 | Pokaż listę wszystkich wiadomości » |
High school u Urszulanek
Rybnickie "urszulanki" to szkoła postępowa, w której obowiązują twarde zasady. Z jednej strony granatowy mundurek i brak makijażu, a jeśli spódnica, to tylko do kolan. Z drugiej lekcje tańca współczesnego, możliwość nawiązywania relacji damsko-męskich i tylko pięć nauczycielek w habitach.
W rybnickim Zespole Szkół Urszulańskich, w którym mieszczą się publiczne gimnazjum i liceum, regulamin jest po to, aby go przestrzegać. Prócz sławetnego zakazu noszenia makijażu i paradowania w miniówkach, zabronione jest na przykład przesiadywanie na podłodze w czasie przerw między lekcjami. Ten ostatni punkt był niepraktyczny, więc uczniowie zbuntowali się. – Przyszli do mnie i zapytali, gdzie mają siedzieć, skoro na podłodze nie mogą. Zasugerowali, że szkoła powinna kupić więcej ławek na korytarze - wspomina dyrektor placówki, siostra Iwona Filipczak. - Wymierzcie, ile ich potrzeba i kupimy – usłyszeli w odpowiedzi. Słowo się rzekło. Regulamin pozostał nienaruszony, ale za to długie rzędy ławek stoją po dziś dzień. - To, co uczniowie odbierają czasami jako utrudnianie im życia, ma służyć temu, żeby było praktycznie. I przede wszystkim bezpiecznie – podkreśla dyrektorka.
Uczniowie rzadko zapominają o obowiązkowym mundurku. W szkole każdy ma swoją szafkę, zamykaną na klucz, do której po skończonych lekcjach chowa swój uniform. Przepisowy strój to granatowa koszulka polo z logo szkoły. Na zimę z długim rękawem. Dolna część ubioru dowolna. Byle nie krótka spódniczka. - Dziewczyny i tak na okrągło chodzą w spodniach – uśmiecha się siostra Iwona. Gdyby ktoś mimo wszystko nie pojawił się w mundurku, musi wykonać pracę społeczną. - To nie są kary. Pytam ucznia, co chciałby zrobić dobrego? Może na przykład pomóc paniom sprzątającym w ułożeniu krzeseł – wyjaśnia siostra Iwona, która ma też sposób na uczennice, które przyjdą do szkoły pomalowane. - W sekretariacie jest mleczko do demakijażu – wyjaśnia dyrektorka.
W holu szkoły widzimy jednak dziewczynę, która na ustach ma czerwony błyszczyk. - Nikt nie zwrócił ci uwagi? - pytamy. - Skończyłam zajęcia, więc mogłam się pomalować – wyjaśnia logicznie "urszulanka". Większości uczennic zakazy nie przeszkadzają. To już nie czasy, że wybierają szkołę katolicką ze względu na namowy rodziców. Robią to świadomie i często z własnej inicjatywy. Ba! Wiele z nich jest dumna z faktu, że mogą do niej uczęszczać. - Cenię wartości katolickie, którymi żyje ta szkoła – mówi z zadowoleniem Justyna Ryszka, licealistka.
- Im jestem starsza, tym bardziej się cieszę, że chodziłam do "urszulanek" – wspomina 30-letnia Agnieszka, absolwentka szkoły. - Jeszcze w czasach szkolnych czasami narzekałam, że nie mogę ufarbować włosów i muszę codziennie nosić fartuszek, ale dzięki temu nie było oceniania się i porównywania. Plusem była też dyscyplina, to zostaje na całe życie, ułatwia je. Natomiast gorzej wspominają naukę dziewczyny, które mieszkały w internacie, bo tęskniły za rodzicami. Ja nie byłam w takiej sytuacji, ale pamiętam, że przeszkadzały mi zajęcia, na których uczono nas dobrych manier. Na przykład ile herbaty trzeba wlać do filiżanki, żeby móc ją elegancko podać – wyjaśnia Agnieszka.
Podobnych lekcji już nie ma. Dobrych manier uczy się na bieżąco. Rybnickie "urszulanki" podążają z duchem czasu i starają się, by zajęcia w szkole odpowiadały zainteresowaniom młodych ludzi. Do wyboru są zajęcia dodatkowe z tańca współczesnego, plastyczne, teatralne, albo siatkówka czy koszykówka. Można też korzystać z siłowni, a w czasie przerwy zagrać w... piłkarzyki, bo na szkolnym korytarzu zainstalowano specjalny stół.
Jeszcze kilka lat temu jako zaletę tutejszej szkoły wymieniano brak chłopców. Podobno to ułatwiało dziewczętom naukę. Obecnie, choć nie każdy o tym wie, do "urszulanek" uczęszczają też przedstawiciele płci męskiej, którzy wcześniej byli zapraszani jedynie na zabawy andrzejkowe i studniówki. - Zdecydowaliśmy się na koedukację w 2003 roku - mówi siostra Iwona. - Jedna trzecia naszych uczniów to chłopcy – dodaje dyrektorka. Zaczęło się od nacisków ze strony pracujących w szkole nauczycieli. - Wiadomo, że w rodzinach rodzą się nie tylko córki. Nauczyciele mieli też synów i prosili, by zastanowić się nad koedukacją. Później do apeli dołączyli rodzice uczennic – wyjaśnia siostra. Dyrekcja zaczęła rozważać wszystkie za i przeciw. - Młodsze pokolenie uważało, że to dobry pomysł, starsze trochę mniej, bo jednak żeńska szkoła ma swój klimat. W tej chwili obserwujemy jednak pozytywy od strony wychowawczej. Możemy zwracać uczniom uwagę na właściwość nawiązywania relacji damsko-męskich – podkreśla.
Relacje damsko-męskie można nawiązać nie tylko w czasie przerw i lekcji. Dwa razy w roku w szkole organizowane są imprezy: andrzejkowa i karnawałowa. - Uczniowie bawią się dziś we własnym gronie. Kiedyś dziewczęta zapraszały chłopców z pobliskiego technikum górniczego – wspomina siostra.
Zabawy rozpoczynają się o godz. 18.00. Kiedy na zegarze wybija godz. 21.30, impreza kończy się, co nie znaczy, że można iść do domu. Najpierw trzeba posprzątać! - Uczymy odpowiedzialności. Uczniowie naprawdę lubią szkolne imprezy i przygotowują dużo atrakcji. W tym roku w zabawie karnawałowej uczestniczył iluzjonista – uśmiecha się dyrektorka. Jakiś czas temu uczniowie wprowadzili zasadę, że przed dyskoteką składają się po 1 zł i kupują napoje i soki, które są do dyspozycji w stołówce. Później śmiali się i mówili "dajesz złotówkę, a pijesz, ile chcesz".
A czy w szkole są incydenty z alkoholem albo narkotykami? - Nie wiem, czy są tego typu problemy, ale to, że ja nie wiem, to nie znaczy że nie ma – podkreśla dyrektorka i przyznaje, że dwa lata temu na zabawie pojawił się alkohol, ale chłopcy, którzy go przynieśli, przyznali się do błędu i wyrazili gotowość poniesienia konsekwencji za swój czyn. - To był jednorazowy incydent. Uczniowie, przyznając sie do winy, wykazali dużą odwagę cywilną, więc w ramach kary po prostu zrobili coś dobrego. Przygotowali piękny apel z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Zawsze wyznajemy taką zasadę, że jeśli w szkole ktoś coś zniszczy, zrobi to nieumyślnie i przyzna się, to nie obciążamy kosztami – zapewnia siostra i dodaje, że szkoła "urszulanek" to nie enklawa, a uczniowie to młodzież z realnego świata. - Zawsze to powtarzam wszystkim rodzicom – mówi. A rodzicom zależy, by ich dzieci wybierały tę szkołę z dwóch powodów. Jednym z nich jest wysoki poziom nauczania, a drugi to bezpieczeństwo podopiecznych.
Aby dostać się do tej szkoły, trzeba mieć naprawdę dobre stopnie. - Łatwiej jest osobom, które przyjdą tu od razu po podstawówce, bo przez całe gimnazjum przyzwyczajają się do dużej ilości nauki. Jeśli zaczyna się od liceum, a w gimnazjum nauczyciele nie wymagali zbyt wiele, to trzeba się szybko przestawić, co nie jest takie łatwe – mówi licealista, Arkadiusz Hartman. Przyszłych uczniów czeka też rozmowa kwalifikacyjna, podczas której usłyszą pytania o to, skąd dowiedzieli się o szkole, dlaczego chcą się do niej zapisać i czy wiedzą, że szkoła jest katolicka? - Nie trzeba być jednak katolikiem. Mamy dziewczynę, która jest wyznania prawosławnego, uczyła się u nas również ewangeliczka – mówi siostra Iwona. - Jesteśmy otwarci. Szanujemy inne religie, ale tego samego oczekujemy w stosunku do katolicyzmu – podkreśla.
Zajęcia u "urszulanek" rozpoczynają się nie o godz. 8.00, ale dziesięć minut wcześniej. - Ponieważ codziennie mamy obowiązkowy apel, na początku którego odmawiamy krótką modlitwę, a później omawiamy sprawy organizacyjne. Jst to również czas, kiedy wspólnie możemy ucieszyć się z wszystkich sukcesów osiąganych przez naszych uczniów i wyrazić dla nich nasze uznanie – wylicza siostra.
Co ciekawe, w ciągu ostatnich ośmiu lat, czyli od kiedy szkoła stała się koedukacyjna, tylko jedna uczennica wstąpiła do zakonu urszulanek. Natomiast na naukę w seminarium duchownym zdecydowało się aż siedmiu chłopców.
W szkole uczy tylko pięć sióstr. Pozostali nauczyciele to świeccy mężczyźni i kobiety. – Jedni uczniowie mówią że dyscyplina u nas jest za mała, inni że zbyt duża. My staramy się ją wypośrodkować i przede wszystkim prowadzić z uczniami dialog – puentuje dyrektor, siostra Iwona Filipczak.
Magdalena Sołtys
Komentarze społecznościowe |
Zobacz także |
Telegraf | Pokaż wszystkie » |